Wszystko wskazuje na to, że dobiega końca sezon dla podopiecznych Mariusza Karola. Teoretycznie akademicy mają jeszcze szanse, żeby awansować, wszak w sporcie wszystko jest możliwe, ale koszalinianie musieliby nie tylko doznać olśnienia, lecz liczyć również na słabą dyspozycję przeciwników.
W każdym razie AZS w obecnych rozgrywkach miewał wzloty i upadki. Nie tak drastyczne, jak chociażby Energa Czarni Słupsk czy Polpharma Starogard Gd., ale zauważalne gołym okiem. Kto wie, które miejsce zająłby ten zespół, gdyby nie zawirowania wokół drużyny, zwolnienie Damiena Kinlocha, odejście Marcina Sroki. Gdybanie odstawmy jednak na bok i skupmy się na faktach.
Akademikom woli walki odmówić nie można, ale ich umiejętności są ograniczone. W składzie znajdziemy kilku wybitnych indywidualistów, którzy przy odpowiednio dobranej taktyce, są w stanie stworzyć groźną machinę. W odnoszeniu sukcesów AZS na dłuższą metę przeszkadza brak solidnej ławki rezerwowych, a co za tym idzie wąskie grono naprawdę wartościowych koszykarzy.
Co z tego, że Igor Milicić po profesorsku będzie kreował grę, skoro jego zmiennik nie będzie w stanie kontynuować dzieła, zmarnuje cały wysiłek. Zresztą trudno znaleźć drugiego tak wszechstronnego zawodnika w TBL jak George Reese. Amerykanin grał już chyba na wszystkich pozycjach, a co zdumiewa najbardziej z każdej roli wywiązywał się co najmniej przeciętnie.
Znamy już bolączkę teamu trenera dwojga imion, która zablokowała drogę do zdecydowanie lepszych wyników, być może porównywalnych z poprzednim. Akademicy przez długi czas nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w strefie podkoszowej. Teraz mają Grady'ego Reynoldsa, ale to i tak za mało. Zwłaszcza w konfrontacji z Asseco Prokomem.
- Powiedzmy szczerze. Gdybyśmy zaczynali grać z Prokomem od dwudziestej minuty, to mecz byłby później fajny i emocjonujący i na styku. Ale nie gramy tylko dwadzieścia minut, lecz czterdzieści, więc ta przewaga zarysowuje się systematycznie. Może nie od razu, ale w każdej kwarcie Prokom odjeżdżał od nas o kilka punktów. No i suma summarum kończy się to na ponad 20 punktach, o tyle są od nas silniejsi - przyznał po drugim meczu trener Karol.
Eksperymentalny rok dla drużyny Tomasa Pacesasa był niewypałem. W Eurolidze i Zjednoczonej Lidze VTB Asseco Prokom niewiele zdziałało. Do tego wiele nietrafionych decyzji na polu pozyskiwania zawodników, wydłużyło czas scalania zespołu i budowania formy. Udało się przed fazą play-off.
Gdynianie grają od pewnego czasu zdecydowanie lepiej, zwłaszcza w ofensywie, co w wielu ważnych potyczkach w europejskich pucharach, było ich największą stroną. Liderzy są w przyzwoitej dyspozycji, wreszcie nie można im odmówić zaangażowania. Daniel Ewing był przywódcą w meczu numer jeden, w kolejnym spotkaniu litewski szkoleniowiec dał odpocząć Amerykaninowi.
Obrońcy tytułu dysponują szeroką kadrą, w której wielu zawodników może przesądzić o losach spotkania. W pierwszym meczu żółto-niebieskich do zwycięstwa poprowadził Daniel Ewing, w drugim AZS "zarżnął" Courtney Eldridge. W obu przypadkach Amerykanie otrzymali wspore wsparcie od pozostałych partnerów, zwłaszcza Polaków, którzy zasługują na słowa uznania.
Dotąd byliśmy świadkami wyjątkowo ofensywnych meczów. Asseco Prokom dwukrotnie przekroczyło - i to bez większych trudności - barierę 100 punktów, zaś koszalinianie w pierwszej potycze uzbierali 78 oczek, a w drugiej 82. Czy w trzecim - prawdopodobnie ostatnim - starciu też dominować będzie atak?
- Oba mecze w Gdyni wygraliśmy atakiem, a nie obroną i tu jest największy problem. Na wyjeździe musimy zagrać dużo lepiej w obronie, bardziej szanować piłkę. To bardzo ciężki teren, a chcemy jak najszybciej zakończyć tę serię aby mieć jak najwięcej odpoczynku przed kolejnymi meczami - powiedział na łamach oficjalnej strony klubu Robert Witka.
Początek spotkania we wtorek o godz. 18.