Emir Mutapcić: Trójki i osobiste do poprawy

Po sobotnim zwycięstwie w Ergo Arenie kibice Anwilu Włocławek nabrali wielkiej nadziei na to, że ich ulubieńcy są w stanie wygrać dwa mecze w Hali Mistrzów i zakończyć ćwierćfinałową rywalizację. We wtorek jednak koszykarze sopockiego Trefla wspięli się na szczyt swoich możliwości i odprawili z kwitkiem podopiecznych Emira Mutapcicia. Teraz Bośniak stoi pod ścianą - jego zespół musi wygrać by nie zakończyć rozgrywek już w kwietniu.

Koszykarze Anwilu Włocławek mieli problemy z trafianiem do kosza już na samym początku meczu. Sopocianie wyszli na parkiet bardzo zmotywowani i skoncentrowani przede wszystkim na defensywie. Trener Karlis Muiznieks wprowadził kilka nowości do gry obronnej swojego zespołu, zaś najważniejszym elementem było to, że Andrzeja Plutę, najlepszego strzelca włocławian w dwóch wcześniejszych meczach, krył o głowę wyższy i zdecydowanie silniejszy Marcin Stefański. To właśnie dlatego przyjezdni szybko objęli prowadzenie 7:0 i następnie pilnowali tej kilku punktowej zaliczki przez ponad półtorej kwarty.

- Jestem pod wrażeniem defensywy Trefla, która dzisiaj była zupełnie inna niż w pierwszych dwóch meczach. Rywale bardzo skutecznie komunikowali się dzisiaj ze sobą na parkiecie i przez to uniemożliwiali nam skuteczną grę - komentuje całą sytuację Emir Mutapcić, bośniacki szkoleniowiec Anwilu, który również szafował swoimi zawodnikami, aż wreszcie udało mu się znaleźć optymalne rozwiązanie pod koniec drugiej kwarty. W tej części meczu sopocianie zdobyli tylko osiem punktów i dlatego jeszcze przed przerwą gospodarze wygrywali 28:27.

Po zmianie stron miejscowi wyszli jeszcze na prowadzenie 44:39, ale od tego momentu inicjatywę przejęli goście. Kapitalne spotkanie rozgrywał Filip Dylewicz, który po trzeciej kwarcie miał na swoim koncie 17 oczek (ogółem 24), ale w ofensywie nie był odosobniony. Między innymi Lawrence Kinnard zdobył pięć punktów pod koniec trzeciej kwarty i dzięki temu Trefl wygrywał już 63:57. Co prawda gospodarzom udało się jeszcze doprowadzić do dogrywki, ale w niej zawodnicy trenera Muiznieksa nie dali już sobie wyrwać wygranej.

- Jeśli spojrzy się w statystyki to bez problemu można zobaczyć dlaczego dzisiaj przegraliśmy. Trafiliśmy tylko 2 z 20 rzutów z trzy punkty, co nie zdarzyło się nam chyba nigdy, a ponadto pudłowaliśmy z prostych pozycji - mówi Mutapcić, dodając po chwili - Graliśmy nieźle w ataku, wyprowadzaliśmy się na otwarte rzuty, ale niestety nie potrafiliśmy kończyć tych akcji. Wiele problemów w ofensywie miał wspomniany już Pluta (5/14 z gry), choć akurat do niego nie można mieć żadnych pretensji. Prawie 37-letni zawodnik nie tylko był aktywny w ataku, ale również dwoił się i troił w obronie uniemożliwiając skuteczną grę Pawłowi Kikowskiemu. Słabo radzili sobie dwaj rozgrywający Anwilu D.J. Thompson (2/9) i Chris Thomas (2/7) oraz środkowy Paul Miller (4/11).

Trener Mutapcić poza niecelnymi trójkami zwraca również uwagę na rzuty osobiste. Skuteczność ledwie 65 procent w swojej własnej hali i w meczu, w którym każde trafienie może być na wagę złota, jest po prostu niedopuszczalna. - Spudłowaliśmy dzisiaj aż dwanaście rzutów wolnych i może to nie jest jakaś porażająca liczba, ale gdybyśmy trafili choć połowę tych prób, wynik mógłby być zupełnie inny na naszą korzyść. W tak wyrównanych spotkaniach liczy się każdy punkcik - wyjaśnia bośniacki szkoleniowiec. Z tym elementem wiele problemów mieli zazwyczaj nieomylni Miller i Nikola Jovanović (obaj 4/6), a przede wszystkim Łukasz Majewski (0/4).

Co zatem musi zrobić trener Mutapcić by w środę jego koszykarze nie musieli przedwcześnie zakończyć sezonu? - W play-off nie ma czasu na płacz, będziemy chcieli pokonać Trefl w dwóch kolejnych meczach i wiem, że żeby to osiągnąć musimy poprawić te dwa elementy, o których wspomniałem: rzuty z dystansu i osobiste. Jeśli uda nam się zagrać na lepszej skuteczności i jednocześnie nie zagramy gorszej defensywy, wówczas wygramy - odpowiada Bośniak.

Źródło artykułu: