- Jestem w dobrej formie, trudno temu zaprzeczyć. Być może nawet w życiowej, ale jeden zawodnik niczego nie osiągnie. Koszykówka to praca zespołowa, a ja jestem wdzięczny kolegom. To oni mnie kreują, dzięki ich podaniom mogę zdobywać tyle punktów. A wygrywamy, bo jesteśmy solidnym zespołem, kolektywem, bez wielkich nazwisk... - powiedział Dylewicz w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Rywalizacja półfinałowa TBL dopiero się rozkręca. Jest jednak możliwe, że w finale tych rozgrywek zmierzą się Trefl Sopot i Asseco Prokom Gdynia. Czy taki finał marzy się Dylewiczowi? - Pewnie, że mi się marzy. Taki jest mój cel w tej chwili, wiem, że życzyliby sobie tego także nasi kibice. Przecież zagralibyśmy te mecze już dwa lata po, nazwę to w ten sposób, reaktywacji Trefla. Jestem przekonany, że to byłyby piękne widowiska. Skoro w rundzie zasadniczej do naszej hali na mecz z Prokomem przyszło dziesięć tysięcy widzów, to jakie zainteresowanie wzbudziłyby takie spotkania w finale? - stwierdził koszykarz Trefla.
Warto jednak dodać, że w siedmiu dotychczasowych meczach Trefl - Asseco Prokom za każdym razem wygrywali gdynianie. Na razie jednak jest za wcześnie, by mówić o takiej parze finałowej, gdyż Asseco Prokom po czwartkowej porażce z Energą Czarnymi musi się jeszcze sporo napracować, by wejść do finału. Trefl w piątkowy wieczór rozegra drugie wyjazdowe spotkanie z Turowem.
Źródło: Przegląd Sportowy.