Podniosą się po klęsce? - zapowiedź meczu Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trefl Sopot w poniedziałek objął prowadzenie w tej serii, ale trener PGE Turowa Zgorzelec Jacek Winnicki jest przekonany, że jego podopieczni w meczu numer 4 półfinału play-off Tauron Basket Ligi spiszą się zdecydowanie lepiej i powalczą o zwycięstwo. Jeśli jednak wygrana padnie łupem graczy Karlisa Muiznieksa, trójmiejska drużyna zrobi milowy krok ku finałowi rozgrywek.

Inauguracje dla sopocian. Trefl wygrał wyraźnie pierwsze spotkanie w Zgorzelcu. Podopieczni Karlisa Muiznieksa właściwie od początku dyktowali warunki, uciekli daleko i nie dali gospodarzom wielkich szans na wygraną. Żółto-czarni wygrali też pierwsze starcie u siebie. W trzecim meczu tej pary czwarta drużyna poprzedniego sezonu znowu zagrała bardzo dobrze w ataku, ale też świetnie w obronie.

Kluczowa dla losów konfrontacji okazała się druga kwarta. To w niej Trefl zagrał koncertowo, wypracował sobie bezpieczną przewagę. Sopocianie postawili twardy mur, którego podopieczni Jacka Winnickiego nie potrafili sforsować przez 3,5 minuty. A kiedy już przełamali impas i tak spisywali się przeciętnie. - Graliśmy bardzo twardo przez cały mecz. W pierwszej połowie graliśmy bardzo dobrze. Kluczem do zwycięstwa jest na pewno nasza ambitna gra - wyjaśniał Muiznieks.

Zgorzelczanom zabrakło w poniedziałek wiele do odniesienia korzystnego rezultatu. Szwankowała w ich wypadku ofensywa. Tylko Torey Thomas i David Jackson przekroczyli granicę dziesięciu punktów - zdobyli odpowiednio 21 i 13. Dla porównania w Treflu uczyniło to czterech zawodników. Ciężko jednak o korzystny rezultat, jeśli trafia się tylko 35 procent rzutów z gry, tak zdecydowanie przegrywa deskę. W skrócie ujmując - grając tak kiepsko.

Mimo wyraźnego zwycięstwa i objęcia prowadzenia w serii sopocianie zachowali pokorę i zdają sobie sprawę, że przed nimi jeszcze długa droga. Wszak do spełnienia marzeń, czyli awansu do finału Tauron Basket Ligi, dzielą ich dwa spotkania. - Mecz na pewno nie był taki łatwy, jak wskazuje wynik. Mieliśmy trochę problemów w końcówce czwartej kwarty, ale się udało - powiedział Marcin Stefański, który był jedną z wyróżniających się postaci w ekipie gospodarzy.

PGE Turów po klęsce zapowiada walkę w kolejnym meczu. Czy zgorzelczanie przejdą taką ewolucję, jak w drugim spotkaniu tej pary? Podopieczni Winnickiego muszą się wyraźnie poprawić w ataku, zwłaszcza selekcję rzutów i taktykę. Zielono-czarni nie mogą sobie także pozwolić na tak kiepską walkę pod tablicami, bo może się to dla nich skończyć koszmarnie. W przypadku kolejnej wpadki będą już przegrywać 1-3 i szanse na wygranie wojny z sopocianami zmaleją niemal do zera.

- Aby awansować do finału, my musimy zrozumieć, że trzeba grać z dużo większą ambicją. To jest jedyna droga do finału. Nie możemy wygrać meczu, kiedy przegrywamy tak mocno deskę. To jest niedopuszczalne. W drugim meczu to my byliśmy lepsi o kilka zbiórek. Teraz oddaliśmy całkowicie pole. Nie można wejść do finału, kiedy w takich meczach gra się na pół gwizdka. Jestem przekonany, że za dwa dni Turów pokaże inne oblicze - mówił po poniedziałkowej batalii opiekun przygranicznego klubu.

Trójmiejska drużyna marząc o zrobieniu milowego kroku ku finałowi, musi wykorzystać swoją zespołowość i twardą obronę. Jeśli sopocianie ponownie ograniczą przeciwników, skutecznie uprzykrzą im życie będą mieli wygraną na wyciągnięcie ręki. Wtedy wystarczy, że nieźle spiszą się w ataku. Dobrą formę w play-off utrzymuje Filip Dylewicz, ale w zespole jest coraz więcej opcji. Ostatnio przebudził się Giedrius Gustas, solidne występy notuje Lawrence Kinnard. A dość niespodziewanie mocnym ogniwem jest Dragan Ceranić.

Początek spotkania w środę o godz. 18. Transmisja w TVP Sport.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)