Nie dość, że faza play-off oznacza mocną eksploatacje materiału, to jeszcze doszła przerwa świąteczna, która mogła wybić z rytmu. Koszykarze nie do końca są zadowoleni z takiego obrotu spraw, bo dla nich lepszym rozwiązaniem byłoby zachowanie tempa. Nie zaś jego zmiana, która wiąże się także ze specjalnym mikrocyklem. Komu wyjdzie to na dobre, a kto na tym straci?
Asseco Prokom udowadnia w tej serii, że choć popełnia błędy, że zdarzają mu się gorsze występy, to jednak koniec końców wychodzi na swoje. Wprawdzie podopiecznym Tomasa Pacesasa jeszcze trochę brakuje do finału, ale nie ulega wątpliwości, że żółto-niebiescy w środę są zdecydowanymi faworytami. Choćby dlatego, że nie zwykli się mylić w meczach o najwyższą stawkę.
Obrońcy tytułu dowiedli już w tej serii, iż Energa Czarni nie dysponują wystarczającym potencjałem, żeby ich wyeliminować. Nie ma co owijać w bawełnę. Słupszczanie są groźni, niekiedy nawet mocni, ale w obliczu braku najlepszego strzelca Camerona Bennermana, tylko momentami niezłej gry Williama Avery'ego, nie mają strzelca z prawdziwego zdarzenia. A tego im brakuje. Dwukrotnie w hali Gryfia nie potrafili zastopować mistrza, mimo że spisywał się momentami tragicznie, a w czwartym starciu nie wystąpił Ratko Varda.
Rewelacji pierwszej części sezonu zasadniczego Tauron Basket Ligi brakuje świeżości i odporności. Dainius Adomaitis próbuje ze swoich graczy wykrzesać możliwie jak najwięcej, ale Polacy są chimeryczni, a Jerel Blassingame w trakcie zawodów podejmuje skrajnie różne decyzje - od doskonałych i efektownych, po nieprzemyślane i brzemienne w skutkach. Enerdze Czarnym brakuje środkowych z prawdziwego zdarzenia. Bryan Davis do tej roli nie pasuje, bo w siłowej walce zupełnie odpada, chociaż udaje mu się wraz z Blassingamem oszukać obronę mistrza. Niepewność widać też w poczynaniach Ermina Jazvina.
Asseco Prokom na papierze jest nietykalne, w rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. Ale mimo wszystko gwiazdy przeważnie nie zawodzą. Daniel Ewing w play-off pracuje ciężko, niezłą dyspozycję złapał Filip Widenow, a fantastyczne podrygi Tommy'ego Adamsa, potrafią zniechęcić każdego. Bliżej kosza są jeszcze potężny Varda i Ronnie Burrell, który ma spory potencjał.
Na ile stać Energę Czarnych? Gościom brakuje pewności, ale też lepszej defensywy. Gdy dopada ich kryzys, automatycznie tracą prowadzenie lub też kontakt z żółto-niebieskimi. Na mocny nacisk słupszczanie decydują się dopiero w akcie desperacji, kiedy nie ma już innego wyjścia. Koszykarze Pacesasa gubią się natomiast rzadko, zwykle podczas mocnego nacisku lub przy braku pomysłu. Kluczem do wygranej może się więc okazać postawa w ofensywie.
Podopieczni Adomaitisa już raz wygrali w Gdyni, ale powtórzyć ten wyczyn będzie im szalenie ciężko. - Chcemy walczyć ze wszystkich sił do samego końca. Już w drugim meczu tego półfinału udowodniliśmy, że Prokom wcale nie jest nie do pokonania i że można z nim wygrać nawet na wyjeździe. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by dokonać tego ponownie - przyznał na łamach oficjalnej strony ligi Zbigniew Białek.
Miejscowi chcą za wszelką cenę zakończyć rywalizację, by uniknąć ciężkiego boju nad Słupią. Poza tym to oni mają większe możliwości, dysponują szczelniejszą obroną.
- Mam przeświadczenie, że jeszcze jedno spotkanie z Energą Czarnymi jest przed nami. Mówię jedno, bo zrobimy wszystko, żeby w środę wygrać czwarty mecz i zakończyć już serię półfinałową. Ja wiem, że rywale będą mieli poczucie, że nie mają nic do stracenia. Ale my podejdziemy do tego meczu niezwykle skoncentrowani, żeby zawodnikom gości nie pozwolić na nabranie wiary w siebie, w możliwość pokonania nas w Gdyni - powiedział na łamach "Przeglądu Sportowego" Krzysztof Szubarga.
Początek meczu w środę o godz. 18. Transmisja w TVP Sport.