Zgorzelczanie chcą wykorzystać atut swojego parkietu - zapowiedź meczu nr 3 PGE Turów Zgorzelec - Asseco Prokom

Ledwie opadły emocje związane z występami Asseco Prokomu Gdynia z PGE Turowem, a rywalizacja w finale Tauron Basket Ligi już przeniosła się do Zgorzelca. W czwartek (godz. 18.00) oba zespoły staną przed szansą objęcia prowadzenia w rywalizacji, która toczy się do czterech zwycięstw.

Po meczach otwarcia wielkiego finału play-off koszykarze, trenerzy, działacze i kibice ze Zgorzelca są w znakomitych nastrojach. Trudno się dziwić, bo PGE Turów wygrał jedno z dwóch spotkań w Gdyni i uzyskał przewagę parkietu. Jak pokazały mecze sezonu zasadniczego, a przede wszystkim półfinałowej fazy play-off z Treflem Sopot, zespół z Dolnego Śląska niesiony gorącym dopingiem na swoim parkiecie jest trudny do powstrzymania. - Gra nam się dobrze w Zgorzelcu, mamy ze sobą kibiców. Trybuny dodają nam motywacji. W naszej małej sali gra się bardzo fajnie. Wygraliśmy w domu wiele spotkań. Wierzę, że podtrzymamy passę. Dużo będzie bowiem od nich zależało – powiedział kapitan PGE Turowa Konrad Wysocki.

Gdynianie chcąc odzyskać atut własnego boiska będą musieli wspiąć się na wyżyny. Z tym może być kłopot, bo siedmiokrotny mistrz kraju zwłaszcza w drugim meczu grał słabo, a atmosfera w drużynie wydaje się być bardzo napięta. Dowodem na to może być 40-minutowe spóźnienie trenera Thomasa Pacesasa na konferencję prasową po meczu numer 2 (goście wygrali 81:66).

Atmosfera w hali w Zgorzelcu i tym razem będzie gorąca, gdyż mecze PGE Turowa jak za najlepszych czasów w historii klubu cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Wszystkie wejściówki na mecz zostały już sprzedane. Jak zapowiadają zgorzelczanie zrobią wszystko, aby nie zawieść kibiców a także samych siebie. - Jesteśmy niezmiernie szczęśliwi. Udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie walczyć z obrońcą tytułu jak równy z równym i wygrywać także w jego hali. Teraz z pozytywnym nastawieniem podejdziemy do kolejnych spotkań. Musimy wykorzystać to co zyskaliśmy w Gdyni. Nie możemy jednak się dekoncentrować i wpadać w euforię, bo podobnie jak przeciwnik mamy do tej pory tylko jedną wygraną - powiedział środkowy PGE Turowa Robert Tomaszek.

Podobnie jak w Gdyni praktycznie każdą chwilę przed meczem zgorzelczanie poświęcali na odpoczynek, a pojedyncze treningi miały jedynie charakter lekkiego rozruchu i analizy poprzednich spotkań. W żadnym z nich drużynie ze Zgorzelca nie był w stanie pomóc Marko Brkić, który wciąż leczy podkręconą, spuchniętą, kostkę. - Wspólnie z masażystą Maćkiem Żmijewskim robimy wszystko abym był gotowy do gry jak szybko jest to tylko możliwe - podkreślił Marko Brkić.

Mimo ograniczonego pola manewru gracze ze Zgorzelca radzą sobie dotychczas świetnie. Bardzo dobrze w podkoszowej rywalizacji współpracują Robert Tomaszek, Ivan Zigeranović i Daniel Kickert. Ten ostatni ułatwia życie Robertowi Tomaszkowi, bowiem nie tylko z piłką pod kosz, ale też straszy rywali rzutami z dystansu.

W finałowej rywalizacji formą błyszczy też Michael Kuebler, który regularnie trafia z dystansu i okazuje się być tajną bronią PGE Turowa. W walczącej o złoto ekipie z Dolnego Śląska każdy z zawodników odgrywa bardzo ważną rolę. Klasę wciąż pokazuje Torey Thomas, po którym mimo trudów sezonu i regularnej gry przez ponad 30 min w każdym meczu nie widać żadnego zmęczenia. - Chcemy zdobyć mistrzostwo Polski. Awans do finału jest ogromnym sukcesem. Każdy trener, który jednak awansuje do najważniejszej serii sezonu nie traktuje tego jako coś wielkiego. Wówczas myśli i marzy o jednym, aby na jego szyi zawisł złoty medal - powiedział drugi trener PGE Turowa Marcin Grygowicz.

Przed czwartkowym meczem pewne są tylko dwie rzeczy - gwarantowane emocje i fakt, że po meczu jedna z drużyn będzie dwa kroki od tytułu mistrzowskiego. - Zagraliśmy najwięcej spotkań w play-off. Wiemy co robić aby wygrywać. Mamy już swój rytm. Wiemy jak trzeba grać i co najlepiej robić żeby być dobrze przygotowanym na dany mecz - zakończył Konrad Wysocki.

Czwartkowy mecz rozpocznie się o godz. 18.

Komentarze (0)