Jednym radość, drugim smutek - relacja z meczu MKS Dąbrowa Górnicza - Sokół Łańcut

Dąbrowianie stracili swoją moc jeszcze podczas półfinałowej rywalizacji z ŁKS-em Łódź. Przegrali awans do TBL, przegrali również brązowe medale. Jednak słaba dyspozycja Zagłębiaków pozwoliła łańcucianom na odniesienie największego sukcesu w historii klubu. Natomiast Sokół zakończył sezon przy niemal pustych trybunach.

Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik
Początek meczu nie był porywający a wręcz nudny. Lepiej w mecz weszli gospodarze, którzy mimo drobnych błędów zdołali wypracować sobie pięć punktów przewagi. Natomiast łańcucianie wyglądali na lekko speszonych, dopiero od akcji 2+1 Wojciecha Pisarczyka zaczęli grać. Pobudził on kolegów, co miało jeszcze inny skutek - Zagłębiacy stracili swój dobry poziom, a przede wszystkim celność, lecz "pomagała" im w tym dobra obrona rywali. Dwunastopunktową serię Sokoła przerwał dopiero Radosław Basiński, którego najwyraźniej zmobilizował okrzyk jednego z kibiców "chłopaki grajcie coś" (8:12). Jednak te słowa najwidoczniej bardziej pomogły przyjezdnym, którzy w ataku robili, co chcieli. Zagłębiacy nie przypominali drużyny z dwóch pierwszych meczów półfinałowych, czego Sokół nie potrafił jednak wykorzystać w pełni. Mimo że pierwsza akcja w drugiej kwarcie nie zwiastowała lepszej postawy koszykarzy MKS-u, to z biegiem czasu ich ataki dawały nadzieję na dobrą grę. Parkiet zawsze weryfikuje wszelkie założenia i nadzieje, które skutecznie rozwiewali łańcucianie. Zagłębiakom ciągle czegoś brakowało, najczęściej były to centymetry, czy to przy rzutach, podaniach, czy w obronie. Przyjezdni z takimi problemami zmagali się znacznie częściej. Po rzucie Marka Piechowicza gospodarze zbliżyli się na dwa oczka, a Dariusz Kaszowski natychmiast poprosił o czas, po którym lider dąbrowskiej ekipy trafił za trzy, tym samym odzyskując utraconą na początku meczu przewagę (30:29). Gra Zagłębiaków rozpoczęła się więc odradzać bardzo skutecznie, a myśli o odrobieniu trzynastu punktów straty ze spotkaniu w Łańcucie stawały się realne. Tomasz Fortuna najpierw trafił za dwa, a potem po łatwej stracie MKS-u równo z syreną za trzy (42:41). Obie drużyny wróciły na parkiet jednakowo zmobilizowane, ale również zdenerwowane, co było bezpośrednim powodem niedokładności w ich grze. Lepiej z opanowaniem nerwów poradzili sobie goście, którym jednak przeszkadzał brak celności. Wsad Adama Lisewskiego, który w ten sposób wykończył bardzo dobrze rozegrany atak, pozwolił sądzić, że koszykarze MKS-u rozpoczęli odrabianie strat z pierwszego meczu. Czas dla Dariusza Kaszowskiego miał im w tym przeszkodzić, ale Zagłębiacy nie obniżyli poziomu swojej gry. Jednak na ich niekorzyść działały rzuty wolne, które mogły być dla Sokoła przepustkę do wygranej. Nie były tylko dzięki niskiej skuteczności łańcucian w tym elemencie. Do głosu musiały więc dojść inne elementy, i tak po trójce Bartosza Dubiela o czas poprosił Wojciech Wieczorek (54:53). Goście wraz z pomocą szczęścia odzyskali prowadzenie, którego wymiary były skromne, bo wynosiło zaledwie dwa "oczka". Na zakończenie trzeciej odsłony niemal stuprocentowej sytuacji nie wykorzystał Adam Lisewski, a nie dobił jej Marek Piechowicz (55:58). W szeregach obu zespołów nie brakowało prostych błędów, przez co gra straciła trochę na szybkości. To Sokół był w gorszej sytuacji, bo jego gracze jakby zostali w blokach startowych przed tą kwartą. Natomiast gospodarze wciąż wierzyli chociaż w wygraną, bo odrobienie trzynastu punktów było bardzo trudnym zadaniem. Po akcji 2+1 Piotra Zielińskiego na tablicy wyników pojawił się remis, ale łańcucianie szybko odzyskali inicjatywę punktową. Mimo że MKS-owi sprzyjało pięć przewinień Sokoła, to przyjezdni łatwo utrzymywali przewagę. Na cztery minuty przed końcową syreną Wojciech Wieczorek wziął czas, ale przy dobrej grze przyjezdnych jego podopieczni mieliby problemy w odniesieniu minimum czternastopunktowego zwycięstwa, więc rady trenera nie miału szans zdziałać cudów. Gospodarze dobrze radzili sobie w obronie, ale bez celnych rzutów nie mogli wiele zdziałać, więc brązowe medale nieuchronnie zmierzały na szyje łańcucian. MKS na minutę przed końcem prowadził 70:68, ale rzuty wolne przybliżyły Sokoła do zwycięstwa i to jego koszykarze mogli cieszyć się z wywalczenia trzeciego miejsca.
MKS Dąbrowa Górnicza - PTG Sokół Łańcut 71:74 (12:19, 30:22, 13:17, 16:16)
MKS: Marek Piechowicz 26, Łukasz Szczypka 17, Piotr Zieliński 14, Adam Lisewski 6, Radosław Basiński 4, Rafał Partyka 3, Paweł Zmarlak 1, Radosław Lemański 0, Paweł Bogdanowicz 0, Tomasz Wróbel 0, Mariusz Piotrkowski 0, Marcin Piechowicz 0. Sokół: Wojciech Pisarczyk 19, Maciej Klima 14, Marcel Wilczek 11, Jaromir Szurlej 10, Tomasz Fortuna 8, Bartosz Dubiel 6, Rafał Glapiński 6, Bartosz Czerwonka 0, Ireneusz Chromicz 0, Jacek Balawender 0, Piotr Ucinek 0. W pierwszym meczu 82:69 dla Sokoła. Stan rywalizacji o trzecie miejsce: +16 dla Sokoła Łańcucianie wygrali brązowe medale, natomiast dąbrowianie uplasowali się na czwartej pozycji.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×