Marcin Jeż: Co zadecydowało o twoim przejściu do Zastalu Zielona Góra?
Łukasz Wilczek: Z zielonogórskim zespołem osobiście zetknąłem się grając przeciwko niemu w ubiegłym sezonie. Jest to drużyna, który zapewne będzie chciała powalczyć o awans do ekstraklasy. Zespół poprowadzi doświadczony trener, pod okiem którego widzę szanse na dalszy rozwój swoich umiejętności.
Konsultowałeś z kimś tę decyzję?
- Gdy otrzymałem telefon z Zielonej Góry, prowadziłem już rozmowy z drużyną z ekstraklasy. Nie ukrywam, że cieszyłem się na myśl o grze w Dominet Bank Ekstralidze, ale po rozmowach z moimi byłymi trenerami i ludźmi mi przychylnymi uznałem, że może jeszcze za wcześnie na rywalizację na salonach polskiej koszykówki.
W minionym sezonie znalazłeś się w ścisłej czołówce asystujących pierwszej ligi. Dokładnie w tej kategorii ze średnią 5,4 asysty na mecz uplasowałeś się na czwartej pozycji, ustępując miejsca jedynie Marcinowi Ecce, Marcinowi Stokłosie i Michałowi Baranowi. Jak się z tym czujesz?
- Oczywiście, jest to dla mnie duże wyróżnienie, tym bardziej, że był to mój pierwszy sezon w pierwszej lidze. Mam nadzieję jednak, że w przyszłym sezonie będzie jeszcze lepiej.
Można powiedzieć, że z każdym rokiem twoja kariera idzie do przodu. Po kilku sezonach spędzonych w drugiej lidze, w końcu udało ci się awansować z ekipą Żubrów Białystok do klasy wyżej. Po pierwszym sezonie spędzonym na zapleczu ekstraklasy, teraz przeniosłeś się do drużyny, która jest uznawana za jednego z faworytów rozgrywek...
- To fakt. W każdym sezonie ciężka praca przynosiła postępy. Z roku na rok czuję się na boisku pewniej. Myślę, że przejście do Zastalu będzie kolejnym krokiem do przodu w mojej karierze.
Można się spodziewać tego, że teamie Zastalu będziesz uniwersalnym zawodnikiem. Oprócz wielu asyst, w zeszłym sezonie notowałeś również trochę zbiórek i punktów...
- To jakim będę zawodnikiem, w dużej mierze będzie zależało od szkoleniowca i roli, jaką będzie widział dla mnie w drużynie.
Jak na tak młodego gracza, jak Ty, kawał czasu spędziłeś w drużynie Żubrów Białystok, w której występowałeś od 2004 roku do minionego sezonu. Ciężko było Ci się rozstać z białostockim teamem?
- Zawsze z sentymentem będę wspominał ekipę z Białegostoku. Spędziłem tam cztery sezony i dużo zawdzięczam temu klubowi. Nie mogę też nie wspomnieć o kibicach, którzy byli z nami na dobre i na złe. Zarówno działaczom, kolegom z drużyny, jak i kibicom Żubrów chciałbym serdecznie podziękować i życzyć powodzenia w przyszłym sezonie.
Można powiedzieć, że w Żubrach miałeś już wyrobioną markę. W ubiegłym roku zmagań szkoleniowiec, Marek Kubiak stawiał na ciebie. Przechodząc do Zastalu, masz obawy, że może nie być łatwo o miejsce w składzie?
- Zdaję sobie sprawę, że o miejsce w składzie nie będzie łatwo. Rywalizacja na pewno będzie duża. Ja zrobię wszystko co w mojej mocy, aby trener dał mi szansę, a jak już ją dostanę, postaram się jak najlepiej ją wykorzystać.
Twoje przejście do Zastalu wiąże się również ze zmianą miejsca zamieszkania?
- Naturalnie. Łomża, moje rodzinne miasto i Zielona Góra leżą na dwóch różnych krańcach Polski. Wziąwszy pod uwagę odległość, która dzieli te miasta, w domu będę bywał bardzo rzadko.
Oprócz koszykówki, na co zawsze znajdujesz czas?
- Koszykówka pochłania większość mojego czasu. W wolnych chwilach jednak musiałem znaleźć czas na naukę, ponieważ jestem studentem Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego i Turystyki w Supraślu. Lubię także obejrzeć dobry film i spotkać się ze znajomymi.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z koszykówką?
- Moja przygoda z tym sportem rozpoczęła się, gdy miałem niespełna osiem lat. Starszy o cztery lata brat zabrał mnie wtedy na trening, gdzie mój pierwszy trener Edward Trzaskowski pozwolił mi bawić się z piłką. To on dał mi szansę i już po roku jako najmłodszy zawodnik zespołu brałem udział w turniejach. Jest to wspaniały człowiek, który nauczył mnie nie tylko podstaw koszykówki, ale również wpoił zasady, którymi kieruje się w codziennym życiu.
Zielonogórscy sympatycy basketu mogą spodziewać się tego, że czasami popiszesz się jakąś efektowną akcją? W minionym sezonie fanów Zastalu porywał Grzegorz Kukiełka, którzy niemalże w każdym meczu przynajmniej jedną swoją akcję kończył wsadem...
- Wsadów obiecać nie mogę, ale myślę że niejednokrotnie popiszę się efektownym podaniem, przechwytem, może zbiórką. Na pewno mogę zagwarantować, że w każdym meczu dam z siebie wszystko.