Mentalność zabójcy - wywiad z J.J. Montgomerym, nowym graczem AZS Koszalin

Cztery lata temu został jedną z największych pozytywnych niespodzianek w PLK. Będąc zupełnie anonimowym graczem Górnika Wałbrzych, okazał się trzecim strzelcem ligi. Teraz J.J. Montgomery, bo o nim mowa, wraca do Polski - podpisał kontrakt z AZS Koszalin. - Ściągają do siebie koszykarza, który bardzo profesjonalnie dba o siebie i wszystko wokół. Ściągają kogoś, kto może być liderem, kogoś, kto ma doświadczenie z wielu lig europejskich i kogoś, kto jest nastawiony na wygrywanie! - mówi Amerykanin w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Podpisałeś kontrakt z AZS Koszalin. Drużyna ta będzie więc twoją ósmą w trakcie zaledwie sześcioletniej, profesjonalnej kariery. Skąd tak częste zmiany klubów?

J.J. Montgomery: Mówiąc zupełnie szczerze - nie wiem dlaczego zmieniam kluby tak często. Naprawdę nie miałbym nic przeciwko temu, żeby dołączyć do jakiegoś zespołu i móc zostać w nim na dłużej, ale niestety nic takiego nie miało jeszcze miejsca w mojej karierze. Oczywiście, nie w każdej lidze chciałem grać więcej niż rok. Na przykład Finlandia był dla mnie tylko odskocznią do lepszych rozgrywek. Chciałem grać tam jak najlepiej potrafię by w następnym roku rywalizować w bardziej wymagającej lidze. W ten sposób dostałem się do Grecji, ale tam z kolei mieliśmy zbyt wiele problemów pozasportowych, więc pozostanie na dłużej w Makedonikosie Kozani nie byłoby dla mnie najlepszym rozwiązaniem.

Praktycznie wszędzie gdzie grałeś, grałeś bardzo solidnie, więc większość z twoich pracodawców na pewno chciała przedłużyć z tobą kontrakt. Wychodzi zatem na to, że częściej to ty decydowałeś się odejść...

- Jest wiele przyczyn i w każdym sezonie była inna. Gdy grałem w Górniku Wałbrzych wszystko mi się podobało. Uwielbiałem tamtych ludzi, moich kolegów z zespołu, mojego trenera, ale w pewnym momencie takie rzeczy trzeba odłożyć na bok, bo przede wszystkim muszę zarabiać pieniądze. Po dobrym sezonie pojawiły się lepsze oferty i musiałem zrobić to, co było dla mnie najlepsze. Natomiast nie mam sobie nic do zarzucenia w kwestii zmieniania klubów. Skądkolwiek odchodziłem, pozostawiałem po sobie dobre wrażenie i dobre relacje. Nigdy nie kłóciłem się z nikim i nigdy nie powodowałem żadnych problemów. Chcę by moje nazwisko było czyste przez całą karierę.

Rok temu grałeś na Słowacji w zespole BK SPU Nitra, który zakończył sezon zasadniczy na pierwszym miejscu. W wielkim finale przegraliście jednak mistrzostwo, które wydawałoby się, mieliście w garści. Jak wspominasz tamte rozgrywki?

- Nasz zespół w Nitrze był przede wszystkim nastawiony ofensywie. Defensywą wygrywaliśmy mecze zdecydowanie rzadziej, ale także potrafiliśmy to robić. Mówiąc szczerze - powinniśmy wygrać tę ligę z łatwością. Mieliśmy kompletną drużynę i nawet jak nasi zmiennicy wchodzili do gry, nic w naszej efektywności się nie zmieniało. Ponadto mieliśmy najlepszego trenera w tej lidze, który potrafił nas przygotować do meczów o stawkę. Cały sezon graliśmy naprawdę kapitalnie, ale niestety najsłabszy moment przyszedł w najgorszym okresie z możliwych. W czasie finału przytrafił się nam spadek formy i na domiar złego, dotknął naszą ofensywę i defensywę jednocześnie. Do tego wszystkiego w nasze poczynania wkradła się niepotrzebna nerwowość, a poza tym chyba nie do końca wierzyliśmy, że oni tak naprawdę są w stanie nas pokonać. Cóż, ostatecznie przegraliśmy, ale ogółem graliśmy dobry basket przez cały sezon, choć nie skończyło się po naszej myśli.

Poza Słowacją i Polską, grałeś również w Finlandii, Grecji, na Cyprze oraz w ligach TPBL i NBDL. Z tych częstych przenosin wynika jednak pozytywna rzecz - doświadczenie. Czy to jest zatem obecnie twoja najmocniejsza strona?

- Doświadczenie, jeśli zbierało się je w różnych ligach, jest bardzo cenne i przydatne, gdy podejmuje się nowe wyzwania. Na pewno wiem teraz nieco więcej o koszykówce, niż wtedy, gdy grałem w Polsce w barwach Górniku Wałbrzych. Chyba wiem teraz co to znaczy grać o najwyższe cele, wiem co robić by wygrywać mecze, ale jednocześnie wiem, co to znaczy spaść z wysoka. Myślę jednak, że to gra w Grecji sprawiła, że stałem się lepszym zawodnikiem. Tamtejsza liga jest bardzo wymagająca, a ja miałem to szczęście, że zawsze grałem pod skrzydłami dobrych trenerów.

Jakie są zatem najmocniejsze strony J.J. Montgomery’ego? To znaczy, czy cały czas jesteś tym samym koszykarzem, którego kibice pamiętają z gry w Górniku Wałbrzych?

- No przede wszystkim to inaczej rozumiem tę grę, niż kilka lat temu. Myślę, że jestem teraz nieco bardziej kompletnym koszykarzem, ale pewne rzeczy się nie zmieniły. Nadam gram tak samo twardo po obu stronach parkietu i nadal mam tą samą mentalność zabójcy w ofensywie. Jednocześnie cały czas ciężko pracuję w defensywie i włączam się w walkę o zbiórki. Mogę powiedzieć, bez słowa przesady, że w zeszłym sezonie w Nitrze byłem najlepszym defensorem w drużynie i zawsze kryłem najlepszego strzelca ekipy przeciwnej, nie ważne czy był nimi rozgrywający, obrońca czy skrzydłowy. Dawałem radę przeciwko wszystkim i to jest właśnie moja siła.

W Internecie większość opinii na twój temat jest pozytywna, ale nie da się nie zauważyć tych mniej pochlebnych. Mówi się na przykład o tobie, że jesteś zbyt niski by grać jako niski skrzydłowy, a zbyt wolny jak na rzucającego obrońcę...

- A niech tak sobie myślą. Jeśli autorzy tych opinii są fanami, dziennikarzami to mają takie prawo. Jeśli jednak są koszykarzami, to zobaczymy co powiedzą, gdy spotkamy się na parkiecie. Z powodzeniem dawałem sobie radę w silnej lidze greckiej, a grałem tam wtedy, gdy była ona zdecydowanie mocniejsza niż jest teraz. Szczerze mówiąc dziwie się jednak takim opiniom. Podczas całej swojej kariery nie zrobił nigdy nic takiego, by o mnie w ten sposób mówiono. Zawsze podporządkowywałem się wizji trenera, nigdy nie grałem na siłę w celu wyrabiania własnych statystyk i robiłem wszystko, by mój zespół wygrywał. Nie jestem typem samoluba i nigdy nie będę.

Cztery lata temu, jako gracz Górnika Wałbrzych prezentowałeś styl, jakiego w Polsce dawno nie oglądano. Mam na myśli to, że rzadko który obrońca czy skrzydłowy starał się tak mocno wykorzystywać swoją siłę fizyczną i grać tak wiele pojedynków jeden na jednego, zdecydowanie rzadziej decydując się na rzuty z daleka. Coś w tej kwestii się zmieniło?

- Nie. Zawsze bardzo ambicjonalnie podchodziłem do pojedynków z koszykarzem, z którym akurat miałem rywalizować. Za każdym razem starałem się by on nie był w stanie osiągnąć swojej średniej punktowej. Jednocześnie jednak chciałem mu sprawić tyle problemów w ofensywie, ile tylko można. Nic w tej kwestii się nie zmieniło... no może poza tym, że jestem bardziej głodny sukcesu i tego, by udowodnić ludziom, że Montgomery umie grać w koszykówkę na wysokim poziomie.

Teraz będziesz mógł to udowadniać grając dla AZS. Powiedz proszę, jak to się stało, że ponownie związałeś się z polskim klubem?

- Szczerze mówiąc, bardzo chciałem wrócić do Polski rok temu... i dwa lata… i trzy. Za każdym razem jednak coś nie szło po mojej myśli. Rok temu na przykład nie chciałem czekać zbyt długo na to, gdzie będę grał, a propozycja z Nitry była najbardziej konkretna. Tak samo jak obecnie ta z Koszalina. Kierownictwo tego klubu było po prostu bardzo sprawne w negocjacjach i czułem, że chcą bym dla nich grał.

A co z innymi ofertami? Miałeś jakieś propozycje z innych klubów polskich?

- Oczywiście, że tak, ale gdy pojawiła się oferta z Koszalina, to inne przestały mieć znaczenie. Oni chcieli bym dla nich grał, ja chciałem wrócić do Polski, więc bez problemu się dogadaliśmy.

Co możesz dać koszalińskiemu klubowi? Dlaczego AZS z tobą w składzie będzie lepszym zespołem?

- Po pierwsze, AZS ściąga do siebie nie tylko koszykarza, ale również człowieka, który bardzo profesjonalnie dba o siebie i wszystko wokół. Ściąga kogoś, kto może być liderem, kogoś, kto ma doświadczenie z wielu lig europejskich i kogoś, kto jest nastawiony na wygrywanie. Na pewno dam z siebie wszystko zarówno w ataku, jak i obronie, a na dodatek będę ciężko harował na treningach, bo ciągle mogę się rozwijać. Jednocześnie zrobię wszystko by atmosfera w drużynie była wyjątkowa. Lubię się dużo śmiać, lubię żartować. Czasami jestem dużym dzieckiem i lubię się dobrze pobawić, ale nigdy nie powoduję żadnych problemów. Mam nadzieję, że pomogę AZS wspiąć się wyżej w hierarchii polskich klubów.

Rozmawiałeś już trenerem Tomaszem Herktem na temat swojej roli w zespole? Dotychczas zawsze grałeś w pierwszej piątce...

- Nie mam żadnych wątpliwości, że i w Koszalinie będę wychodził do gry od początku. W końcu oczekuję, że będę jednym z najbardziej dominujących obrońców, czy też nawet koszykarzy w lidze. Zawsze wysoko zawieszam sobie poprzeczkę i nie ważne co na ten temat myślą inni. Chcę być jednym z czołowych graczy ligi i będę ciężko pracował by to osiągnąć! Chcę być koszykarzem, na którego zawsze można liczyć, tak jak to było w Wałbrzychu. Moją rolą jest robić wszystko to, co prowadzi zespół do zwycięstw. Jeśli będzie to możliwe, chcę być najlepszym obrońcą mojej drużyny, najlepszym strzelcem, zbierającym i playmakerem.

Proszę dokończ zdanie - od gry w AZS Koszalin oczekuję...

- ... że zdobędziemy mistrzostwo Polski! Wiem, brzmi to co najmniej dziwne, ale taki jest mój cel. Jasne, są drużyny, które mają większe i mniejsze szanse, ale przecież to wszystko zależy od tego, jakich zawodników dobierze się do składu i jak ciężko oni pracują. Każdy gra zatem o mistrzostwo i każde chce je osiągnąć. Nie ma rzeczy niemożliwych i choć wiem, że Asseco Prokom czy PGE Turów to najlepsze dwie ekipy w Polsce, nie są przecież niezniszczalni. A może w trakcie tego lata ktoś, kto odpowiada za budowę składu w tych zespołach się w czymś pomyli? I będą do ogrania? Trzeba mieć wiarę we własne możliwości i pewność siebie. Trzeba grać twardo i starać się wygrywać z najlepszymi. Nie ważne, że u nich grają zawodnicy o klasie europejskiej. Trzeba do tego podejść w stylu "Nie cofnę się przed tobą tylko ze względu na nazwisko na twojej koszulce!". Wiesz, jeśli dowiedziałbym się, że mój trener i moi koledzy z zespołu nie chcą walczyć o mistrzostwo albo nie sądzą, że stać nas na to, nie chciałbym być wśród nich, nie chciałbym być częścią czegoś takiego. Kiedy dołączyłem do ekipy Górnika, mówili nam, że będzie dobrze jeśli wygramy choć trzy mecze. A my tymczasem wygraliśmy dwa razy więcej, dwukrotnie pokonaliśmy Turów i byliśmy o krok od awansu do play-off. Trzeba pamiętać, że nikt, żaden indywidualny koszykarz nie jest w stanie pokonać dobrze rozumiejącego i chcącego grać ze sobą zespołu. Wierzę, że jeśli będziemy grać razem i słuchać tego, co mam nam do przekazania trenera, zszokujemy jeszcze wiele zespołów.

Źródło artykułu: