Mariusz Kolekta: Brązowy medal Mistrzostw Europy do lat 20 to wielki sukces. Twój największy?
Monika Jasnowska: - O tak. Nigdy nie miałam takiego osiągnięcia. Medal na mistrzostwach Europy to rzecz, o której kiedyś mogłam tylko i wyłącznie pomarzyć. Dopiero teraz tak naprawdę dochodzi do mnie, że jestem brązową medalistką mistrzostw Europy. Radość nie do opisania.
Czyli jednak nie jest tak źle z koszykarkami w Polsce?
- Z polskimi koszykarkami nigdy nie było źle. Po prostu czasem jesteśmy niedoceniane, a młode zawodniczki w szczególności. Mam jednak nadzieję, że tym medalem udowodniłyśmy, że mamy potencjał.
Mecz o brąz z Serbią trzymał w napięciu do ostatnich sekund. Wygrałyście 67:65, kiedy uwierzyłaś w zwycięstwo?
- Tak to był emocjonujący mecz. W końcu grałyśmy z gospodyniami turnieju. Od samego początku wierzyłam, że wygramy. Nikt z nas nie tracił nadziei i grałyśmy do ostatniego gwizdka. To się opłaca czego przykładem jesteśmy my.
Czego zabrakło zatem by zagrać w wielkim finale?
- Przede wszystkim skuteczności. Rosjanki w półfinale zagrały naprawdę dobry mecz. Trafiały niemal wszystko, a nam niestety tego zabrakło. To była kluczowa przyczyna porażki.
Twoim mocnym punktem są rzuty za trzy punkty. W meczu z Litwą udało ci się trafić czterokrotnie. Pracujesz nad tym elementem gry na treningach jakoś szczególnie?
- Mówią, że rzut za trzy punkty mam po mamie. Owszem, oddaję jakieś tam rzuty za trzy po manewrach na treningu, ale nie trenuję jakoś tego specjalnie.
Turniej stał na wysokim poziomie i mecze rozgrywane były w zabójczym tempie. Odpoczęłaś już?
- Mistrzostwa Europy jest to turniej, w którym tak naprawdę nie ma czasu na odpoczynek. Trzeba być dobrze przygotowanym fizycznie na taką dawkę spotkań. W pewnym stopniu już odpoczęłam i zregenerowałam siły, a emocje już dawno opadły. Teraz dochodzi do nas wszystkich to co osiągnęłyśmy.
Gdzie wybierasz się na wakacje?
- Na odpoczynek jest bardzo mało czasu, bo mam tylko dwa tygodnie wolnego, więc nie planowałam żadnych wakacji. Chciałam spędzić ten czas z rodzina i znajomymi, bo już od 8 sierpnia wyjeżdżam do Polkowic. W trakcie sezonu byłam w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łomiankach, więc także nie było czasu, aby pobyć z rodziną i bliskimi znajomymi.
Mama zapewne jest dumna z córki. Jak duży wkład w twoją karierę ma twoja mama?
- Mama bardzo dużo mi pomogła. W zasadzie i mama i tata, który grał też w koszykówkę i był trenerem, uczyli mnie podstaw basketu. Tak naprawdę zawdzięczam im wszystko i mam nadzieję, że są ze mnie dumni. Wkład mają ogromny, wspierają mnie wraz z moim bratem i chłopakiem, którzy także grają w koszykówkę. Wszyscy jak tylko mogą jeżdżą za mną na każde mistrzostwa Polski oraz mecze. Oczywiście jak tylko pozwoli im czas.
Monika Jasnowska (z lewej) z mamą Iloną (fot. archiwum prywatne)
No właśnie, twój brat Daniel także uprawia koszykówkę?
- Tak, Daniel również gra. Jest zawodnikiem Katarzynek Toruń. Jestem z niego dumna i bardzo lubię chodzić na jego mecze i patrzeć jak gra. Mimo że jesteśmy rodzeństwem gramy zupełnie inaczej.
Czy mama często zwraca ci uwagę co robisz źle na boisku, a chwali cię gdy coś wychodzi szczególnie dobrze?
- Często mamy spory w domu. Wymieniamy swoje zdania, ale cieszę się jak rodzice zwracają mi uwagę, bo wiem co muszę poprawić w grze. Oczywiście miłe jest jak mówią mi, że coś robię na boisku dobrze.
Ewenementem na sporą skalę jest to, że w sezonie 2007/2008 zagrałaś przeciwko mamie w meczu ekstraklasy. Czułaś respekt?
- Ja byłam wtedy pierwszy rok w Szkole Mistrzostwa Sportowego - trzecia klasa gimnazjum, a mama grała w CCC Polkowice. To był dla mnie bardzo trudny mecz, bo towarzyszyły mi dodatkowe emocje. Cieszę się z tego meczu, bo jest to dla mnie pamiątka na całe życie.
Czas spędzony w SMS Łomianki zapewne dużo ci pomógł w rozwoju koszykarskim, jak oceniasz ten okres?
- Idąc do SMS-u brałam pod uwagę to, aby jak najlepiej rozwinąć się koszykarsko. Cieszę się z tych czterech lat spędzonych tam, bo na prawdę dużo się nauczyłam. Cenne były treningi u boku Kasi Bednarczyk, Olivii Tomiałowicz czy Małgorzaty Misiuk. Te dziewczyny po tej szkole są dobrymi zawodniczkami, które grają podstawowe skrzypce w swoich klubach. Mam nadzieję, że też będę miała taką szansę.
W nadchodzącym sezonie reprezentować będziesz zespół CCC Polkowice?
- Tak, zostaję w Polkowicach.
Miniony sezon był dla ciebie udany jeszcze z jednego względu. W rozgrywkach juniorskich w kategorii wiekowej U20 drużyna CCC Polkowice z tobą w składzie zdobyła srebrny medal.
- Srebrny medal z Polkowicami to super osiągnięcie. To pierwsze w historii srebro dla CCC w tej kategorii wiekowej. Choć pozostaje niedosyt, bo złoto było bardzo blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki. Mimo to cieszę się bardzo ze zdobytego srebra.
Jakie jest twoje największe marzenie: prywatne i sportowe?
- Marzeń się nie zdradza, bo się nie spełniają, dlatego ja swoich też nie zdradzę (śmiech).
A która koszykarka - oprócz mamy - jest dla ciebie wzorem do naśladowania. Masz jakaś idolkę?
- Oprócz mamy nie mam idola. Podoba mi się gra Diany Taurasi, Alby Torrens czy Evanthii Maltsi, która będzie moją nową koleżanką w drużynie CCC (śmiech).