Mam pozytywny wpływ na zespół - wywiad z B.J. Holmesem, rozgrywającym ŁKS Łódź

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

ŁKS Łódź po trzydziestu latach przerwy wraca do ekstraklasy i podstawowym celem klubu jest utrzymanie się w elicie na lata. W realizacji tego założenia ma trenerowi Piotrowi Zychowi pomóc trzech obcokrajowców, m.in. rozgrywający B.J. Holmes. <i>- Nigdy nie jestem usatysfakcjonowany z tego, co mam i w każdym momencie mam w pamięci to, co wpajali mi od małego - zawsze jest możliwość zrobić coś lepiej. W Polsce jestem by się rozwijać</i> - mówi koszykarz w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Zacznijmy od tego, co przeczytałem na stronie twojej agencji sportowej. Znajduje się tam wiele informacji na twój temat takich jak "generał na parkiecie" czy "klasyczny combo-guard". A gdybyś ty miał określić samego siebie, jakie cechy byś wybrał?

B.J. Holmes: Myślę, że przede wszystkim jestem typem koszykarza różnorodnego. Uważam, że dobrze odnajduję się w trudnych sytuacjach na parkiecie oraz spełniam się i jako rozgrywający, i jako rzucający obrońca. Umiem być generałem na parkiecie, gdy kreuję grę drużyny, a także strzelcem, gdy zespół potrzebuje punktów. Mogę być skuteczny w obu rolach.

A która pozycja jest bardziej naturalna dla ciebie?

- Szczerze mówiąc, właśnie nie wiem. Wygodne jest dla mnie to, że umiem grać jako rozgrywający i jako rzucający obrońca. To, że lubię kreować grę i zdobywać punkty, a często będąc na parkiecie łączę te dwie rolę, pozwala mi być właśnie takim wszechstronnym i różnorodnym zawodnikiem. Czuję, że mam jakiś zmysł, który powoduje, że wiem kiedy trzeba rzucić, a kiedy warto zagrać dla zespołu. Cóż, po prostu dobrze mi jest na parkiecie, gdy trzymam piłkę w rękach i to ja decyduję co się z nią za chwilę stanie.

Rozgrywanie wygania zachowania zimnej krwi w kluczowych momentach meczu. Taką umiejętność zdobywa się poprzez lata gry, a ty jesteś przecież koszykarzem mało doświadczonym...

- Tak, to prawda. Dlatego myślę, że główną rzeczą, nad którą teraz muszę i chcę pracować jest twardość charakteru. Nie wiem czy w Polsce macie taki zwrot, ale chodzi mi o to bym stawał się coraz bardziej mocny psychicznie.

Cztery ostatnie lata spędziłeś w lidze NCAA w zespole Texas A&M. Jak wspominasz tamten czas? W końcu to twoje jedynie doświadczenie z koszykówką na wysokim poziomie.

- Gra w NCAA była dla mnie błogosławieństwem, a czas spędzony na uczelni Texas A&M był błogosławieństwem chyba jeszcze większym. Niewielka garstka tych, którzy są w szkole średniej ma szansę na grę w lidze akademickiej przeciwko najlepszym koszykarzom w kraju w swoich rocznikach. Niewielka garstka ma szansę na zbudowanie przyjaźni i więzów trwałych na całe życie. Dlatego czuję się jednym z wybrańców. Podróżowałem po Stanach Zjednoczonych, grałem w koszykówkę i jednocześnie studiowałem poznając ludzi, z którymi będę związany całe życie.

A jak to się stało, że jesteś zawodowym koszykarzem? Kiedy powiedziałeś sobie, że to jest ta droga, którą chciałbym podążać?

- W koszykówkę gram właściwie odkąd tylko pamiętam i chyba zawsze chciałem być profesjonalistą...

Wróćmy zatem jeszcze na moment do twojej przygody z NCAA. W ostatnim sezonie notowałeś przeciętnie 9,7 punktu i 3,2 asysty. Średnie, powiedziałbym, raczej przeciętnie, a to przecież był twój najlepszy sezon w karierze. Jak go oceniasz?

- Nigdy nie jestem usatysfakcjonowany z tego, co mam i w każdym momencie mam w pamięci to, co wpajali mi od małego - zawsze jest możliwość zrobić coś lepiej. Ten, kto powie o sobie, że jest zadowolony z tego co zrobił, jak zagrał, właściwie może skończyć karierę. Ja jednak czuję, że w ciągu czterech lat spędzonych na Texas A&M mogłem zrobić coś więcej dla moich kolegów i mojej drużyny, niż to, co zrobiłem. Mimo wszystko jednak jako sportowiec i tak starałem się grać z meczu na mecz coraz lepiej i uważam, że przez te cztery lata dokonał się w mojej karierze spory progres. Nie oznacza on jest końca. Nadal chcę się uczyć, na przykład tutaj w Polsce.

No właśnie, jakiś czas temu podpisałeś kontrakt z beniaminkiem Tauron Basket Ligi, ŁKS Łódź. Jak czujesz się w naszym kraju?

- Muszę przyznać, że adaptacja zajęła mi trochę czasu, ale teraz już czuję się dobrze. Mam wrażenie, że mogę sprawdzić się w waszej lidze i poprowadzić ŁKS to wielu zwycięstw. Generalnie jestem bardzo podekscytowany tym, że mam okazję grać w koszykówkę na zawodowym poziomie, współpracować z doświadczonymi trenerami i zawodnikami, od których mogę się wiele nauczyć.

Fakt, że mieszkasz w Łodzi, trzecim co do wielkości mieście w Polsce, wpłynął na twoją aklimatyzację?

- Chcesz mnie zapytać, czy żyje się tu podobnie jak w Houston? Niestety, żadne inne miasto nie jest w stanie równać się z domem. Houston to Houston i na tym kończy się pole do rozmowy (śmiech). Aczkolwiek nie chcę przez to powiedzieć, że w Łodzi jest źle. Wręcz przeciwnie. Z tego co zdążyłem już zobaczyć, miasto jest bardzo ładne i ma wiele do zaoferowania.

Sezon 2011/2012 tuż-tuż. Jak wyglądają wasze przygotowania do rozgrywek (rozmawialiśmy w minioną środę - przyp. M.F.)?

- Ćwiczyliśmy ostatnio naprawdę ciężko i intensywnie, a wszystko po to by dobrze zacząć rozgrywki. Chyba nie było treningu, z którego nie wracałbym do domu kompletnie wyczerpany. Na treningach bardzo dużo uwagi poświęcamy temu, by opanować naszą taktykę do perfekcji. W lidze zawodowej nie ma miejsca na porażki, więc wszyscy trenerzy motywują nas do ciężkiej pracy, a gdy wykonamy jedno ćwiczenie, praktycznie zaraz musimy wykonywać następne... OK, jest to męczące, ale tak naprawdę wszyscy wiemy, że tylko ciężka praca może doprowadzić nas do osiągnięcia celu, który sobie założyliśmy.

Jeden z twoich kolegów, Filip Kenig, stwierdził w wywiadzie: "B.J. to po prostu dobry gracz i dobry człowiek". Jak to skomentujesz?

- Jest mi bardzo miło, że tak o mnie powiedział i cieszę się, że inni postrzegają mnie w ten sposób. Uważam się za zawodnika, który umie podporządkować się trenerom i radom lepszych od siebie, a także który umie dostosować się do nowego stylu. Jednocześnie mam wrażenie, że zarówno na parkiecie, jak i poza nim, demonstruję pozytywny wpływ na zespół. Stąd cały czas mam nadzieję, że przede mną tylko same pozytywy. Liczę, że ten sezon będzie wyjątkowy i dla mnie, i dla ŁKS.

W sobotę początek sezonu i już na wstępnie solidny rywal - włocławski Anwil. Czujesz jakiś przypływ adrenaliny przed tym meczem?

- Jestem bardzo podekscytowany, że rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Z tego sezonu zamierzam wycisnąć wszystko co najlepsze i mam nadzieję, że dobra passa rozpocznie się już w sobotę. Musimy wyjść na parkiet pozytywnie nastawieni i solidnie zmotywowani. Ja już teraz czuję w sobie ogromne pokłady determinacji i głodu koszykarskiego, bo przecież nie grałem w żadnym oficjalnym meczu od marca.

Źródło artykułu: