John Allen: Nie możemy zaliczyć falstartu już na początku

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W sobotę wieczorem koszykarze Anwilu Włocławek zainaugurują rozgrywki 2011/2012, pierwsze spotkanie rozgrywając poza domem. Ich przeciwnikiem będzie tegoroczny beniaminek Tauron Basket Ligi, ŁKS Łódź, którego potencjał jest dużo niższy. Jeden z liderów włocławskiej drużyny, John Allen, zapowiada jednak, że we Włocławku nikt nie lekceważy rywala, gdyż nie ma mowy o porażce już na samym początku sezonu.

W tym artykule dowiesz się o:

Połowa sierpnia, cały wrzesień i jeden tydzień października - w tym roku Anwil Włocławek przygotowywał się do rozgrywek wyjątkowo długo, gdyż wszystko zostało podporządkowane jednemu celowi: drużyna już na samym starcie sezonu ma prezentować dobrą koszykówkę. Dla niektórych okres przygotowawczy dłużył się jednak w nieskończoność. - Jak to dobrze, że zaczynamy już sezon. Oczywiście wiem, że te kilka tygodni przygotowań są bardzo ważne, ale jednocześnie każdy koszykarz woli grać mecze i trenować niż tylko trenować, jeździć na obozy czy rozgrywać sparingi. Cieszę się, że wracamy już do normalnego grania! - mówi John Allen, jeden z nowych nabytków drużyny w trakcie minionego lata.

29-letni Amerykanin w meczach sparingowych notował przeciętnie 12 punktów, choć w jego przypadku nie same zdobycze punktowe świadczą o jego postawie, ale to, czego w statystykach nie widać. Podczas gier kontrolnych Allen nie tylko występował na swojej nominalnej pozycji rzucającego obrońcy, ale też włączał się w walkę o zbiórki, kreował akcje w ataku i kierował defensywą. Teraz jego zadania nieco się zmienią, gdyż do ekipy dwa tygodnie temu dołączył typowy playmaker, Krzysztof Szubarga. - Ja chcę grać w koszykówkę. Czy jako dwójka, trójka czy jako jedyna to nie ma większego znaczenia. Lubię być dużo na parkiecie, lubię być zaangażowany w mecz. Na końcu dnia, kiedy kładę się do łóżka, nie liczy się to jak ja zagrałem, ale czy wygraliśmy jako drużyna - tłumaczy Allen.

W sobotę zawodnik Anwilu będzie toczył boje ze swoim rodakiem, atletycznie grającym Jermainem Malletem. - Szczerze mówiąc nie znam go. Wszystko, co wiem o nim, to efekt naszych przygotowań do tego meczu. Przez kilka ostatnich dni ćwiczyliśmy nasze zagrywki i równocześnie analizowaliśmy mecze sparingowe łodzian. W sobotę wyjdziemy na parkiet i przede wszystkim jednak będziemy chcieli zagrać swoją koszykówkę - wyjaśnia Amerykanin.

Grono ekspertów podkreśla, że w sobotę włocławianie nie będą musieli się zbytnio wysilać, gdyż beniaminek z Łodzi nie ma takiego potencjału jak aspirujący do gry w finale Anwil. Allen ma jednak zdecydowanie inne zdanie na ten temat. - Przecież oni nie wyjdą na parkiet i nie położą się przed nami. Przecież przez kilka ostatnich dni przygotowywali się do tego spotkania w ten sposób, by umieć wykorzystać nasze mankamenty. Przecież oni wracają do elity, z tego co wiem, po wielu latach i na pewno będą chcieli pokazać się z dobrej strony. I tak mógłbym wyliczać bez końca, więc kto mówi, że ten mecz wygra się dla nas sam, myli się całkowicie. W dalszym ciągu musimy wyjść na boisko i zagrać dobre zawody - ostro reaguje czarnoskóry obrońca.

W ostatnich dziesięciu latach włocławianie tylko dwukrotnie rozpoczynali rozgrywki od porażki. Ostatnio miało to miejsce w sezonie 2008/2009, kiedy ulegli na wyjeździe Kotwicy Kołobrzeg, a jeszcze wcześniej (2005/2006) przegrali, również na wyjeździe, z Prokomem Treflem Sopot. W pozostałych sezonach Anwil pewnie wygrywał. - Bardzo ważne jest by rozpocząć rozgrywki od zwycięstwa, bo to zawsze jest motywujące. W zespole nikt nie dopuszcza do siebie myśli, że moglibyśmy przegrać w sobotę. Po prostu nie możemy zaliczyć falstartu już na samym początku w pierwszej kolejce, skoro w perspektywie kilku miesięcy mamy bić się o najwyższe laury - mówi Allen, który wie jak musi zagrać jego zespół, by wywieźć z Atlas Areny dwa punkty.

Sporym problemem włocławian w okresie przygotowawczym była defensywa i to w niej leży klucz do sobotniego zwycięstwa. - Ostatnio zdarzało się tak, że traciliśmy na przykład 99 punktów przeciwko Krasnye Krylii. Oczywiście nie ma co porównywać rosyjskiej ekipy z ŁKS, ale tamten mecz pokazał, że w obronie musimy grać zdecydowanie lepiej. Mam nadzieję, że uda nam się zagrać w końcu w taki sposób, że rywal nie będzie w stanie rzucić więcej niż sześćdziesiąt kilka punktów. Wtedy będę spokojny o wynik spotkania - wyjaśnia 29-latek, dla którego będzie to już ósmy sezon w profesjonalnej karierze.

- Jestem doświadczonym koszykarzem, więc rozpoczęcie sezonu to dla mnie nic więcej, niż koniec żmudnego okresu przygotowawczego i początek tej bardziej przyjemnej dla koszykarza części rozgrywek. Nie czuję jakiegoś wielkiego przypływu adrenaliny. W sobotę wyjdę na parkiet by wygrać i to wszystko. Zobaczymy czy te kilka tygodni wspólnych treningów spowodowały, że już na początku sezonu będziemy w stanie zagrać na dobrym poziomie jako zespół - puentuje swoją wypowiedź Allen.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)