Sezon wielkich oczekiwań i powrotów Śląska Wrocław do TBL i na arenę ogólnopolskich zmagań trwa już od tygodnia. Nie wszystko idzie jednak tak, jak oczekiwaliby tego lokalni sympatycy koszykówki. Najpierw wielkie święto w inauguracyjnym spotkaniu zespół im w ostatniej chwili Walter Hodge, a następnie kubeł zimnej wody w postaci ponad 20-punktowego zwycięstwa wylał im na głowę nie kto inny, a rywal zza miedzy, Turów Zgorzelec. Czołowy polski zespół ostatnich lat zgraniem przerastał wrocławian o lata świetlne.
- Nie mamy takiego doświadczenia jak Turów. Przynajmniej połowa mojego zespołu nigdy nie grała jeszcze w PLK. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była dobra. W drugiej nasi polscy gracze mieli problemy z faulami, co zmieniło naszą grę. Teraz musimy szukać zwycięstw z drużynami na naszym poziomie - mówił po meczu trener Miodrag Rajković.
Podniosła atmosfera tak szybko jednak nie uleci. Tym bardziej, że oczekiwanie na pierwsze po kilku latach zwycięstwo nadarzy się już we wtorek. Im bardziej się ono przedłuża, tym lepiej może smakować. To będzie na pewno dodatkową motywacją dla podopiecznych Miodraga Rajkovicia.
Wiodącą postacią w jego zespole i chyba jedynym graczem stabilnym, nie mającym wahań formy jest środkowy Aleksandar Mladenović. Jest zawodnikiem bardzo solidnym, dającym ważne zastrzyki punktów oraz zbiórek. Z pewnością jest silnym punktem wrocławian po obu stronach parkietu.
Problem w tym, że pozostali gracze grają dotąd raz lepiej, raz zdecydowanie słabiej (póki co przeważa jednak to drugie). Przebłyski dużej przydatności pokazał na razie chyba tylko Akselis Vairogs i solidny Robert Skibniewski. Niezbyt dobrze spisuje się typowany na dobrego strzelca Slavisa Bogavac, delikatnie mówiąc nie zachwycają też dwaj Amerykanie we wrocławskiej drużynie, Qa’rraan Calhoun i zwłaszcza Paul Graham. Każdy z nich musi wrócić do dobrej dyspozycji z meczów sparingowych, inaczej Śląsk nieprędko opuści ostatnie miejsce w tabeli.
Pozytywną stroną jest na pewno debiut w spotkaniu z Turowem Jakuba Kolenera (2 asysty) oraz premierowe punkty w TBL Piotra Niedźwiedzkiego. Obaj należą do naszego złotego rocznika 1993. Być może wkrótce dostaną jeszcze więcej minut do wykazania się.
Czy AZS Koszalin jest wspomnianą "drużyną na poziomie Śląska"? Nie wiadomo, ale pewne jest, że przystępuje do tego spotkania z lepszymi nastrojami. Jest na wysokim, trzecim miejscu w tabeli i jedyną porażkę zanotował w derbowym spotkaniu z Kotwicą Kołobrzeg. Jednym punktem. Pozostałe mecze koszalinianie wygrali i wygląda na to, że mają uformowany kompletny i dobrze funkcjonujący zespół.
Nie da się ukryć, że to przede wszystkim Amerykanie decydują o obliczu tego klubu. Znany nam od wielu lat George Reese wciąż jest wyróżniającą się postacią na poziomie TBL i nadal może dominować nad rywalami (27 "oczek", 6 zbiórek i 3 przechwyty przeciwko PBG Basket Poznań). Dostarczycielem punktów jest też przypominający czołg przy wbijaniu się pod kosz JJ Montgomery, który ma jednak wyraźne wahania formy. Zatrzymanie go musi być jednak priorytetem dla Rajkovicia. Zadanie to dostanie być może Bartosz Bochno, z kolei Reesem powinien zająć się Calhoun.
To jednak nie wszystko, na co powinien zwrócić uwagę trener wrocławian. Mladenovicia czekają trudne boje z weteranem naszych parkietów, Rafałem Bigusem, który wciąż dzięki warunkom fizycznym jest ważnym ogniwem swojego klubu oraz Marko Lekiciem. Do tego dochodzi doświadczony rozgrywający Igor Milicić i coraz lepszy młody Kamil Łączyński.
Koszalińska układanka póki co sprawdza się doskonale i wrocławian czeka we wtorek ciężki sprawdzian. Jest to zarazem znakomita okazja na odniesienie pierwszego zwycięstwa po powrocie do TBL. Z taką nadzieją zasiądzie w Hali Ludowej najprawdopodobniej komplet publiczności. Czy będą mieli powody do radości? A może AZS zemści się za stare czasy i choćby takie zagrania jak słynny "rzut Rona Johnsona" i odwlecze oczekiwanie na pierwszą wygraną w sezonie? Wszystko wyjaśni się we wtorkowy wieczór. Początek widowiska o godzinie 20:00.