Problemem Śląska Wrocław w obecnych rozgrywkach może być wąska kadra. Co prawda w składzie jest spora liczba graczy, ale w większości to jeszcze bardzo młodzi zawodnicy. Trener Miodrag Rajković nie ma zbyt wielkiej rotacji. W klubie postawiono na wypromowanie młodych polskich graczy. - Mam czterech młodych Polaków, którzy nie mają doświadczenia. To swego rodzaju myśl szkoleniowa. To taki rodzaj projektu. Bazujemy na młodych graczach. Przez jeden sezon na pewno nie uda się osiągnąć zamierzonego celu. Tych chłopaków trzeba wypromować. W Siarce jest Karnowski właściwie na tych samych zasadach co moi gracze. Poza Skibniewskim nie mam drugiego polskiego gracza, który miałby jakieś większe doświadczenie - stwierdził szkoleniowiec Śląska.
Tym razem na parkiecie pojawił się Jakub Koelner, a zabrakło miejsca dla Jarosława Zyskowskiego i Piotra Niedźwiedzkiego. - W meczu w Tarnobrzegu z dobrej strony pokazał się Jakub Koelner, który pokazał, że ma sporo energii. Udało mi się już znaleźć zawodnika, który może wejść na parkiet i nam pomóc. Wpuszczając go podejmuje ryzyko, gdyż to jeszcze nie jest doświadczony chłopak. Skupiamy się na wyszukiwaniu takich graczy i idzie nam coraz lepiej - dodał opiekun wrocławskiego Śląska.
Zdaniem Rajkovicia w sobotnim spotkaniu w Tarnobrzegu były całkiem inne założenia taktyczne i nie trzeba było wystawiać pod kosz niedoświadczonego Niedźwiedzkiego. Dodatkowo trener Śląska nie chciał zbyt dużo ryzykować w spotkaniu, które było na styku. - Byłoby zbyt dużym ryzykiem wypuszczenie na parkiet tych zawodników. Na początku mieliśmy grać tymi młodymi graczami, któryś wzięliśmy. Siarka gra głównie na obwodzie, a nie pod koszami. Bez Karnowskiego grają na większej przestrzeni. Stąd taki, a nie inny skład - kontynuuje opiekun ekipy z Wrocławia.
Wrocławski Śląsk do samego końca walczył o wygraną. Zespół z Dolnego Śląska mógł rozstrzygnąć zawody na swoją korzyść, ale w ostatniej akcji meczu nie trafił Robert Skibniewski. - Zawsze trener jest winny, jeśli przegrywa się mecz i nie kończy ostatniej akcji. Było pięć sekund do końca. Teraz możemy się zastanawiać dlaczego Skibniewski rzucał, a dlaczego nie ktoś inny. 5 sekund to wystarczająco dużo czasu, aby skończyć akcję. Można było albo podać, dryblować i rzucić lub podać, zamarkować rzut. Zostało nam naprawdę tego czasu wystarczająco, aby coś z tym zrobić. Mieliśmy możliwość wyboru. Oczywiście, że w tym konkretnym przypadku musiałem postawić na kogoś doświadczonego, a nie na przykład na Koelnera. Robert miał rozegrać akcję i ewentualnie ją skończyć, chyba że znalazłby kogoś lepiej ustawionego - skomentował ostatnią akcję w meczu Miodrag Rajković.