Nie ma powodów do zmartwień - rozmowa z Milką Bjelicą, środkową Wisły Can - Pack Kraków

W sobotni wieczór mistrzynie Polski pewnie pokonały Odrę Brzeg 68:49. Mały niedosyty pozostawił za to styl, w jakim krakowianki odniosły zwycięstwo. Opinią o tym pojedynku w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl podzieliła się Milka Bjelica, środkowa ekipy mistrza Polski i reprezentacji Czarnogóry.

Adam Popek: Wasz pojedynek z Odrą Brzeg miał dwa oblicza. Z jednej strony, bowiem odniosłyście pewne zwycięstwo, z drugiej zaś w wielu momentach nie grałyście na maksimum swoich możliwości.

Milka Bjelica: To prawda. Myślę, że spory wpływ na tą nierówną dyspozycję miał fakt, że w środę rozegrałyśmy bardzo ciężki pojedynek w Eurolidze, który kosztował nas wiele sił. Jak wiadomo, wiele odpoczynku od tamtego czasu nie miałyśmy i to zmęczenie oraz napięcie poniekąd się skumulowało. Poza tym, w sobotę trener troszkę bardziej rotował składem, przez co mniej graliśmy w optymalnym, stałym zestawieniu. W takich sytuacjach jakość gry zwykle nie jest taka, jakiej można by oczekiwać i składa się na to wiele czynników na raz. Powodują one, że właśnie w tych najważniejszych momentach zabraknie albo wzajemnego zrozumienia, albo jakiegoś innego detalu, który zaważy na niepowodzeniu danej akcji. Zresztą trudno żeby w naszym przypadku było inaczej skoro ostatnimi czasy mieliśmy w zespole wiele braków spowodowanych urazami czy problemami zdrowotnymi, przez które nie mogłyśmy wspólnie trenować, grać i co za tym idzie, wzajemnie się zgrywać. To wszystko myślę złożyło się na pewne niedociągnięcia z naszej strony.

Ale w tym samym meczu pokazałyście też, że potraficie utrzymywać wysoki poziom gry, jak choćby w pierwszej kwarcie, kiedy to przeważałyście niemal w każdym elemencie.

- W ogóle uważam, że jesteśmy o wiele lepszą drużyną niż Odra, także nie powinno dziwić, iż to my byłyśmy stroną wiodącą. Jednak mankamentem pozostało to, że właśnie nie utrzymałyśmy takiego stanu rzeczy tylko grałyśmy falami. Ciężko jest jednoznacznie powiedzieć, czym to było spowodowane. Może właśnie tym, że w czasie meczu miała miejsce o wiele większa liczba zmian i często na parkiecie przebywały zawodniczki, które jak dotąd nie miały zbyt wielu okazji do tego, by okrzepnąć w ligowej rywalizacji. A może bardziej faktem, że w ostatnich tygodniach wiele czołowych zawodniczek pauzowało i teraz na nowo musimy się docierać. Trudno powiedzieć. Jednak to, że tym razem coś takiego miało miejsce nie oznacza, że w przyszłości będzie się to powtarzać w nieskończoność.

Czyli nie powinniśmy się obawiać o waszą dyspozycję?

- Nie, absolutnie. Zgadzam się, że chwile słabości nie są pożądane i powinny się zdarzać możliwie jak najrzadziej, ale też trudno jest w każdym spotkaniu dawać z siebie sto pięćdziesiąt procent. Jednym razem spotkanie układa się po twojej myśli, właściwie każde zagranie trafia do celu, a innym nie wszystko wychodzi perfekcyjnie. My mamy naprawdę wartościowy zespół i na tyle długą ławkę, że nie powinnyśmy narzekać na jakiekolwiek czynniki poboczne, ale jak widać nawet nam mogą się przytrafić gorsze momenty. Tyle, że tak jak już wspomniałam, wcale nie musi rzutować to negatywnie na kolejne mecze.

W trakcie czwartej, przegranej przez was kwarty dostałyście mocną reprymendę od trenera.

- Zgadza się, szkoleniowiec widząc co się dzieje na parkiecie nie był zadowolony. Miał do nas przede wszystkim pretensje o to, że pozwoliłyśmy przejąć rywalowi inicjatywę i zdobyć kilkanaście punktów pod rząd. Dla nas w tym wypadku nie ma żadnego usprawiedliwienia. Były to już co prawda końcowe minuty i zwycięstwo miałyśmy zapewnione, ale mimo wszystko coś takiego nie powinno się zdarzyć. Być może zabrakło troszkę motywacji, bo wiadomym jest, że jak gra się przeciwko potentatom to skupienie i wola walki stoją na najwyższym poziomie, a w innym przypadku te proporcje wyglądają już nieco gorzej. Oczywiście szanujemy drużyny występujące w polskiej lidze, ale konfrontacje z nimi nie wyzwalają takich emocji jak starcia w europejskich pucharach. Wziąwszy pod uwagę to oraz okres czasu jaki na parkiecie spędzili dublerzy, potraktujmy ten sobotni mecz jako taką cięższą jednostkę treningową, która zwróciła nam uwagę na pewne braki i pozwoliła przetestować kilka nowych wariantów.

Jeśli chodzi o wspomniany przez ciebie respekt dla rywala to myślę, że porażka w Brnie wiele was nauczyła w tym względzie.

- Tak, ale my zawsze z szacunkiem odnosiliśmy się do przeciwników i w przypadku Frisco nie było inaczej. Tam o tej niespodziewanej porażce zadecydowały bardziej pojedyncze błędy, w tym te popełniane w końcówce, które niejako ostatecznie zaważyły na negatywnym dla nas rezultacie. Zgadzam się jednak, że ten pojedynek sporo dał nam do myślenia i teraz przed kolejnymi meczami mamy na uwadze wszystkie negatywy, jakie się tam zdarzyły, po to, by więcej ich nie powtórzyć.

Teraz, gdy kilka zawodniczek z pierwszego składu powróciło do zdrowia i już nic nie stoi na przeszkodzie, by brały udział w nadchodzących spotkaniach, można się spodziewać, że poziom waszej gry ulegnie poprawie?

- Bardzo możliwe i mam wielką nadzieję, że tak właśnie się stanie. Myślę, że okazałoby się to pomocne dla każdej z nas, bo po prostu zaczęłybyśmy grać na innym, wyższym pułapie. Nie twierdzę jednak, że do tej pory grałyśmy słabo. W końcu przez ostatnie półtora miesiąca przegrałyśmy zaledwie jedno spotkanie, a we wszelkich rozgrywkach, w jakich bierzemy udział jesteśmy na szczycie, więc o czymś to świadczy. Niemniej, jeśli teraz nie przytrafią nam się jakieś nieprzewidziane kłopoty, w końcu będziemy miały czas na to, by doszlifować wspólnie kilka elementów, a to z pewnością zaprocentuje w trakcie rywalizacji o stawkę.

Nie obawiasz się jednak, że brak pełnej mobilizacji w takich meczach może negatywnie rzutować na waszą postawę również przy okazji innych spotkań?

- W tym wszystkim chodzi o to, żeby odnaleźć tą właściwą sobie formę i potrafić udźwignąć ciężar odpowiedzialności, jaki towarzyszy każdym rozgrywkom. Jeśli chodzi o zawodniczki z podstawowego składu to jestem przekonana, że w tym względzie nie będzie jakichkolwiek problemów. Znamy swoją wartość, wiemy na co nas stać i wierzę, ze już niebawem po raz kolejny to udowodnimy.

Od jakiegoś czasu przychodzi wam rozgrywać po trzy mecze w tygodniu. Wytrzymujecie jakoś ten napięty terminarz?

- Nie jest to dla nas jakimś większym problemem. Oczywiście, często zdarza się tak, że jeśli nie ma konieczności walki do ostatnich sekund to trener tym podstawowym zawodniczkom daje odpocząć, po to by szybciej zregenerowały siły, ale póki co nie ma powodów do narzekań. Chcemy grać możliwie jak najwięcej w każdym spotkaniu i za każdym razem bić się o zwycięstwo. Takie jest nasze zadanie i nasza rola w tym klubie, więc nie pozostaje nam nic innego jak temu podołać.

Teraz czeka was kolejny ważny pojedynek w Eurolidze. Można spodziewać się wygranej?

- Tak, w końcu zagramy na własnym parkiecie, a tutaj jak już kiedyś wspominałam, musimy zwyciężać. Dla nas to starcie będzie naprawdę bardzo ważne i zarazem trudne starcie, ale warto podjąć wyzwanie, bo sporo możemy zyskać. Ewentualna wygrana sprawi, bowiem, że zrobimy duży krok do przodu w kierunku awansu z grupy.

Komentarze (0)