Wrocławianie mieli za sobą bardzo udany okres. Trzy zwycięstwa w lidze z rzędu plus wygrana z Pucharze PZKosz - zespół sprawiał wrażenie niepokonanego, a w wywiadach zaczęto poruszać już kwestię awansu do I ligi. Przed wyjazdem na mecz z Pogonią wszyscy jednak studzili emocje. - Zobaczycie jak będzie w Prudniku - ostrzegał kapitan Śląska Adrian Mroczek-Truskowski. Specyficzna hala, żywiołowo reagujący kibice, miękkie tablice i sztuczna nawierzchnia - wszystko to sprawiało, że wrocławianie wcale nie czuli się faworytem.
Przedmeczowe prognozy sprawdziły się już w pierwszych minutach spotkania. Niezwykle zmobilizowani gospodarze postawili Śląskowi bardzo trudne warunki i wynik ciągle oscylował wokół remisu. Wyjątek stanowi końcówka pierwszej kwarty, kiedy to po trójce Marcina Kowalskiego Trójkolorowi wyszli na najwyższe w tym meczu prowadzenie 11:17. I cóż z tego, skoro po dziesięciu minutach znów był remis - tym razem po 21.
W drugiej kwarcie w hali w Prudniku pojawili się fani WKS-u. Wzmogło to hałas wokół-boiskowy, a i oba zespoły zaczęły grać z jeszcze większą determinacją i agresją. Słowem - na emocje nie można było narzekać. Zwłaszcza, że prowadzenie długo nie mogło się utrzymać przy jednym z zespołów. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy Pogoń prowadziła 33:30, jednak po dwóch celnych rzutach za trzy z rzędu Adriana Mroczka-Truskowskiego, to Śląsk znów miał przewagę, którą utrzymał do przerwy.
Kluczowa dla losów całego meczu okazała się, koncertowo rozegrana przez gospodarzy, trzecia kwarta. Oba zespoły długo nie mogły się wstrzelić po przerwie, a chaotyczne akcje kończyły się kolejnymi stratami i piłką dla przeciwnika. - Popełniliśmy zbyt dużo niewymuszonych błędów, które potem okazały się decydujące - tłumaczył Mroczek-Truskowski. Pierwsza jednak uspokoiła się Pogoń. W 25. minucie meczu po rzucie trzypunktowym Macieja Lepczyńskiego było jeszcze tylko 47:44. Potem swoje dorzucił jeszcze Jarosław Pawłowski i znów Lepczyński i prudniczanie prowadzili 56:48.
Przed ostatnią częścią gry mało kto wierzył, że Śląsk może jeszcze wrócić do gry. Wrócił i to w wielkim stylu. Po pięciu minutach to prudniczanie znów musieli gonić - piłkę na własnej połowie przechwycił Mroczek-Truskowski, pomknął sam na kosz przeciwnika i łatwo zdobył punkty, wyprowadzając Śląsk na prowadzenie 58:59. Chwilę później mogło być jeszcze lepiej dla 17-krotnych Mistrzów Polski. W podobny sposób przechwyt zaliczył Norbert Kulon, tym razem w rzucie przeszkodził mu niesportowy faul któregoś z broniących Pogoni. Dwa rzuty wolne okazały się celne, ale z akcji Śląsk już nie zdołał zdobyć punktu.
I właściwie od tego momentu goście mieli już tylko pod górkę. Niepotrzebna strata w ataku pozycyjnym przy stanie 58:61, kontra Lepczyńskiego, ten faulowany przez Mroczka-Truskowskiego trafia i jest 60:61. Sfrustrowany swoim piątym przewinieniem kapitan Trójkolorowych ironicznie przyklaskuje sędziemu Krzysztofowi Krajewskiemu i zostaje ukarany faulem technicznym. Lepczyński trafia dwa z trzech rzutów wolnych, a z akcji przeciwników dobija Szymon Kucia, trafiając za trzy punkty. - To był kluczowy moment. Zresztą ze mną w roli głównej. Zbyt ambitnie podszedłem do tej sytuacji. Próbowałem zablokować przeciwnika, dostałem przy tym w twarz, sędzia odgwizdał faul i na jednej akcji straciliśmy siedem punktów - tłumaczył na gorąco kapitan wrocławian. Śląsk po tym ciosie nie był w stanie już się podnieść i przegrał po raz drugi w tym sezonie - tym razem 79:72.
KS Pogoń Prudnik - WKS Śląsk Wrocław 79:72 (21:21, 15:19, 20:8, 23:24)
Pogoń: Lepczyński 21 (3), Chmielarz 13 (1), M. Łakis 12 (2), Kucia 11 (1), T. Łakis 10, Pawłowski 8, Trytek 4, Jankowski 0, Oleksy 0.
WKS Śląsk: Mroczek-Truskowski 20 (4), Łopatka 18 (1), Bluma 12, Hyży 10, Bochenkiewicz 4, Kowalski 3 (1), Kulon 3, Grygiel 2.