Na nieco ponad pół minuty przed końcem meczu Anwil Włocławek prowadził w Tarnobrzegu z Siarką Jezioro 91:88 i miał piłkę w rękach. John Allen zwlekał jednak z podaniem do Seida Hajricia, a gdy wreszcie to uczynił, zegar 24 sekund niebezpiecznie zbliżał się do końca. Polski skrzydłowy zdążył podać jeszcze piłkę do wbiegającego ze skrzydła Corsley’a Edwardsa, a ten momentalnie oddał rzut, który okazał się niecelny. Po chwili Hajrić zebrał jednak piłkę i dobił rzut, zdobywając dwa punkty.
Sędziowie sobotniego spotkania początkowo uznali, że Amerykanin zmieścił się w czasie 24 sekund, ale po proteście koszykarzy i trenerów Siarki Jezioro, przerwali grę i postanowili się skonsultować. Ostatecznie wątpliwości nie zostały rozwiane nawet przy stoliku sędziowskim, więc główny arbiter Marcin Kowalski zdecydował, że decyzję podejmie po analizie wideo, która była możliwa dzięki internetowej transmisji spotkania. Problem w tym, że takie zachowanie sędziego było sprzeczne z regulaminem, który nie dopuszcza możliwości korzystania z jakiekolwiek pomocy urządzeń filmujących, chyba, że cała sytuacja dotyczy rzutu kończącego kwartę.
I stąd właśnie protest włocławskiego klubu, który dodatkowo argumentuje jeszcze, że w podobnej sytuacji na koniec pierwszej połowy, gdy punkty zdobył Nicchaeus Doaks, sędziowie nie zdecydowali się na analizę wideo, choć trener Emir Mutapcić i koszykarze Anwilu protestowali równie gorąco, jak trener Dariusz Szczubiał pod koniec meczu.
Paradoksalnie więc, sędziowie nie skorzystali z dóbr techniki wtedy, kiedy mogli uczynić to regulaminowo (wszak Doaks rzucał na koniec kwarty), a uznali, że skorzystają z takiej możliwości w momencie, w którym przepisowo było to zabronione. Czy zatem sędziowie złamali regulamin? Jak najbardziej tak i każda inna decyzja ligi niż nieukaranie sędziego(ów?) będzie potraktowane jako zamiecenie problemu pod dywan.
Protest Anwilu, notabene nieprecyzujący oczekiwań klubu, jest bardzo ważny, bo pozwoli uniknąć lidze niebezpiecznego precedensu, który z biegiem czasu mógłby stać się poważnym utrapieniem. Bierna postawa mogłaby bowiem sprawić, że w każdym innym spotkaniu trenerzy mogliby powoływać się na casus z meczu 12. kolejki i żądać analizy wideo po spornych sytuacjach w imię czysto polskiej mentalności "im było wolno, a nam nie wolno?". Stanowcza reakcja ligi na wydarzenia z meczu Siarka Jezioro-Anwil sprawi tymczasem, że w przyszłości sędziom łatwiej będzie nie poddać się presji ze strony trenerów czy zawodników, gdyż będą mieli świadomość, że każda pozaregulaminowa samowola spotka się z karą.
Warto też zwrócić uwagę na sobotnią reakcję sędziów przez pryzmat innych meczów Tauron Basket Ligi. W niemalże każdej (z małymi wyjątkami) kolejce fanom serwuje się dwie transmisje: jedną w sportowym kanale telewizji publicznej, a drugą w Internecie za pośrednictwem oficjalnej strony ligi. Czy taka sytuacja oznacza zatem szczęście drużyn, których mecz jest transmitowany (bo jest możliwość dokonania analizy) i pech tych, których spotkanie oglądają tylko kibice zgromadzeni na hali (bo takiej opcji, technicznie, nie ma)? Co bowiem w sytuacji, gdyby podobne zajście miało miejsce na meczu, dajmy na to, AZS Politechnika Warszawska - ŁKS Łódź, z którego nie było transmisji? Dlatego ponownie wydaje się, że protest włocławskiego klubu jest zasadny. Poprzez ustosunkowanie się do całej sprawy, liga wyda bardzo ważną decyzję, który pozwoli uniknąć jej wielu problemów w przyszłości.
Sytuacja z soboty nie jest pierwszą tego typu w sporcie i jasno pokazuje, że prędzej czy później krajowe federacje różnych dyscyplin będą musiały zmierzyć się z problemem zezwolenia wykorzystywania zapisu telewizyjnego w charakterze "pomocnika". W różnych dyscyplinach, różnie się do tego podchodzi: w tenisie na przykład zawodnicy od kilku lat mogą poprosić o sprawdzenie swojej piłki kilkukrotnie w czasie meczu; w ligach NBA czy NHL sędziowie często korzystają z materiału wideo podczas spotkań, choć szczegółowe regulacje są nieco inne, ale już piłkarska FIFA ucina jakąkolwiek dyskusję na ten temat w zarodku.