Piotr Dobrowolski: Refleksja nad przeszłością i spojrzenie na teraźniejszość w Rosie

Sytuacja w radomskiej Rosie nie przedstawia się wspaniale, ale też nie tak, aby od razu załamywać ręce. Filozofia jest zbędna - do złamania impasu potrzebne są: zwycięstwa, poprawa jakości gry i wzmocnienie morale drużyny. Sezon 2011/2012 dla podopiecznych Piotra Ignatowicza i Marka Łukomskiego nie jest już tak łatwy jak poprzedni...

W tym artykule dowiesz się o:

Za nami 10 kolejek pierwszej ligi. Bilans Rosy nie jest oszałamiający, ale nie przedstawia się też tragicznie, jak np. ostatniej ekipy w tabeli - Sportino Inowrocław - która w poprzednich sezonach zaliczała się do czołówki (teraz 9 porażek, 0 zwycięstw). Niemniej jednak, 5 wygranych i tyle samo przegranych chluby zespołowi aspirującemu do awansu nie przynosi.

Dobrze, że z nie najlepszej sytuacji zdają sobie sprawę sami zawodnicy i sztab szkoleniowy. Nigdy nie byłem (i chyba nie będę) zwolennikiem gwałtownych ruchów i natychmiastowego zwalniania trenera. Cieszy więc to, iż zarząd klubu, na czele z prezesem Robertem Bartkiewiczem, ufa wizji i planowi przedstawionym przez Piotra Ignatowicza i Marka Łukomskiego. Daje szkoleniowcom komfort pracy i spokój, oczekując na efekty w najważniejszej części sezonu. Zwieńczeniem tych starań ma być awans do ekstraklasy.

Wejść do Tauron Basket Ligi radomianie mieli szansę już pół roku temu, Wtedy zabrakło jednak doświadczenia, gdyż większość zawodników występujących w drużynie nie grała na tak wysokim poziomie i chyba przestraszyła się stojącej przed nimi szansy. Trzeba jednak oddać, iż ŁKS był zdecydowanie lepszy i w pełni zasłużenie występuje teraz w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Trener Ignatowicz powiedział ostatnio, że całą odpowiedzialność za wynik bierze na siebie. Rzecz to oczywista, gdyż miał dużą swobodę w budowaniu składu na sezon 2011/2012. Tak dużą, iż przesadził (co sam przyznał). Na indywidualne laurki przyjdzie czas po zakończeniu rozgrywek, ale póki co Marcin Kosiński (znany wcześniej jako Iwo Kitzinger-przyp.red.) kompletnie nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Gra chaotycznie, dobre akcje przeplata słabymi, notuje niepotrzebne straty. Często stara się sam kończyć akcje, zupełnie niepotrzebnie. Od koszykarza z ograniem na poziomie ekstraklasy wymagać trzeba zdecydowanie więcej.

Tak samo jak od byłego reprezentanta Polski, Huberta Radke. Jego przyjście do Rosy w drugiej połowie poprzedniego sezonu bardzo pomogło w grze podkoszowej, a nie należy zapominać o tym, że ten zawodnik potrafi też nieźle rzucać, nie tylko z półdystansu, ale i zza linii 6,75m, co już wielokrotnie pokazywał. W obecnych rozgrywkach tak dobrze, jak na razie, nie jest. Zarówno liczba zdobywanych punktów, jak i ilość zbiórek nie ta sama. Obaj mają jeszcze wiele do udowodnienia i będą chcieli pokazać, iż to jedynie chwilowa niemoc, spowodowana przyjściem do radomskiego klubu w ostatniej chwili, dosłownie na kilka dni przed inauguracyjną kolejką.

"Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze" - to powiedzenie znają wszyscy, aczkolwiek nie trzeba być wielkim filozofem, by wiedzieć, że kwestie finansowe były przyczyną zwolnienia Rafała Glapińskiego. Piotr Ignatowicz sam podkreślił, iż przesadził z liczbą zawodników obwodowych. Nadmiar spowodował konieczność usunięcia jednego z nich. Zdecydowano się więc na rozwiązanie kontraktu z jednym z najlepszych, zdaniem wielu ekspertów, rozgrywających pierwszej ligi. Występy "Glapy" nie powalały może na kolana, ale to w końcu on pogrążył swój były klub, Sokół Łańcut, w bardzo emocjonującym spotkaniu trzeciej serii gier. Gdyby nie to zwycięstwo, pozycja Rosy byłaby jeszcze niższa. Dziwne, że w ekipie celującej w awans do Tauron Basket Ligi sztab szkoleniowy nie widzi miejsca dla gracza tego formatu... Podobno nie funkcjonował dobrze w tej konfiguracji. Żądań nie miał chyba zbyt wielkich, skoro znalazł już zatrudnienie w... drugoligowym Śląsku Wrocław. A działacze z Radomia proponowali mu występy w drużynie rezerw...

Pisząc o byłych już koszykarzach radomskiej ekipy, nie sposób pominąć Michała Przybylskiego. Nie prezentował może basketu efektownego, ale był skuteczny do bólu. Nie schodził poniżej pewnego, bardzo przyzwoitego poziomu. Ze swoich zadań, czyli walki na tablicach, wywiązywał się znakomicie. Prawie zawsze wyróżniał się w statystyce zbiórek, a od "czarnej roboty" był ekspertem. Obecnie reprezentuje barwy SKK Siedlce. Teraz, w trudnym momencie, taki zawodnik Rosie bardzo by się przydał...

Ten klub chce być sportową wizytówką miasta. Tak się stanie, gdy awansuje do ekstraklasy. W przypadku zrealizowania tego celu, Rosa będzie jedynym radomskim zespołem występującym w najwyższej klasie rozgrywkowej. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jakie to ważne dla sportu w grodzie nad Mleczną. Aby tak się stało, potrzebne są zwycięstwa. Muszą one iść w parze z poprawą jakości gry. Trener Ignatowicz już wielokrotnie się przekonał, że w trudnych momentach może liczyć na Piotra Kardasia, Jakuba Zalewskiego, Artura Donigiewicza czy Pawła Wiekierę - graczy, którzy znajdują się w tej ekipie już jakiś czas i, co tu ukrywać, najczęściej stanowią o jej sile.

Dotychczasowe rezultaty, jak i miejsce w tabeli (siódme-przyp.red.) nie powalają na kolana. Zwycięstwo z "czerwoną latarnią" ligi, Sportino Inowrocław, to żaden wyczyn, podobnie - pokonanie zespołów znajdujących się w środku stawki - Startu Lublin i AZS-u Szczecin. Cieszą wygrane z: liderem tabeli z Łańcuta przed własną publicznością oraz wyjazdowe, z drugim w stawce piętnastu drużyn, MKS-em Dąbrowa Górnicza. Cieniem na to kładą się jednak porażki ze Zniczem Pruszków czy AZS-em Kutno.

Przed radomianami starcia z teoretycznie słabszymi rywalami. Jakub Zalewski podkreślał, iż należy wykorzystać łaskawy terminarz pod koniec pierwszej rundy do odbudowania formy i powrotu do właściwego rytmu. Jednakże aby wygrać, potrzeba poprawy gry i wzajemnego zaufania na parkiecie. Drużyna musi stanowić monolit, bo w ostatnich meczach nim nie była.

Komentarze (0)