Polski skład nie dał rady Czarnym - relacja z meczu ŁKS Łódź - Energa Czarni Słupsk

Skazywani na porażkę koszykarze Łódzkiego Klubu Sportowego przez 30 minut prowadzili równorzędną walkę z Energą Czarnymi Słupsk. W ostatniej kwarcie jednak górę wzięło doświadczenie i umiejętności gości, którzy wygrali pewnie 83:61.

Potyczka Łódzkiego Klubu Sportowego z Energą Czarnymi Słupsk nie była pięknym koszykarskim widowiskiem, choć pojedyncze efektowne zagrania, kibice z pewnością zanotują w swojej pamięci. Obie drużyny miały przez większość meczu problem ze skutecznością zza linii 6,75, a hasłem przewodnim spotkania były faule i rzuty osobiste. Sędziowie odgwizdali aż 54 przewinienia, oglądaliśmy 50 prób z linii rzutów wolnych, a mecz trwał aż godzinę i 52 minuty.

Łodzianie rozpoczęli bez respektu dla faworyzowanego przeciwnika i od początku grali z Czarnymi jak równy z równym. Po odejściu z klubu trójki Amerykanów, do pierwsze piątki wskoczyli Michał Krajewski i 19-letni Bartłomiej Bartoszewicz i zwłaszcza ten drugi, może zapisać niedzielny występ do udanych. ŁKS grał spokojnie i rozważnie w ataku, jednak gubił się w obronie, popełniając dużą liczbę niepotrzebnych fauli. Dzięki temu lider rozgrywek Tauron Basket Ligi miał możliwość "trzymania wyniku" głównie dzięki rzutom wolnym, gdyż budowanie akcji podopiecznym Dainiusa Adomaitisa wychodziło raczej słabo.

Przez większość pierwszej połowy, nieznaczną, kilkupunktową przewagę mieli goście. Zryw łodzian nastąpił natomiast na początku trzeciej kwarty, kiedy to po efektownej akcji Jakuba Dłuskiego, ŁKS wyszedł na prowadzenie. Radość w obozie gospodarzy nie trwała jednak długo. Reprymendy swoim zawodnikom podczas przerwy na żądanie udzielił Adomaitis, to poskutkowało kilkoma udanymi akcjami tak w ataku, jak i w obronie, a łodzianie zamiast skupić się na grze, coraz więcej uwagi poświęcali krytykowaniu pracy sędziów. Ostatecznie za to przewinienie techniczne otrzymał Bartłomiej Szczepaniak, ale większą karą było chyba zupełne rozprężenie zespołu, co natychmiast wykorzystali rywale.

Końcówka trzeciej i cała czwarta odsłona należały już bezdyskusyjnie do Czarnych. Ciężar zdobywania punktów wzięli na siebie Mantas Cesnauskis i David Weaver i przewaga gości szybko wzrosła do kilkunastu "oczek", co okazało się już nie do nadrobienia przez beniaminka TBL.

Niespodzianki w Łodzi więc nie było, lider rozgrywek wygrał po raz dwunasty w tym sezonie, choć zamiast spacerku, jaki był przewidywany, koszykarze ze Słupska musieli się porządnie napocić, aby wywieźć z Atlas Areny 2 punkty. Gospodarze z kolei mogą być częściowo zadowoleni, gdyż rozegrani niezłe zawody, jednak nie ma co ukrywać, że aktualny skład ŁKS-u raczej nie nastraja optymistycznie jego kibiców przed drugą częścią sezonu. Znalazło to swoje odzwierciedlenie na trybunach. Frekwencja w niedzielę była najsłabszą w Łodzi w tym sezonie i w niczym nie przypominała niemal 9-tysięcznego tłumu chociażby z meczu ze Śląskiem, co przy ogromie 13-tysięcznej hali, stanowi spory problem.

ŁKS Łódź - Energa Czarni Słupsk 61:83 (16:19, 20:18, 13:18, 12:28)

ŁKS: Kalinowski 11, Dłuski 10, Bartoszewicz 10, Trepka 7, Sulima 7, Kenig 6, Malesa 5, Szczepaniak 5, Krajewski 0, Salamonik 0, Binkowski 0.

Energa Czarni: Cesnauskis 17, Weaver 16, Burrell 11, Hinson 11, Kikowski 8, Białek 8, Leończyk 7, Roszyk 3, Przyborowski 2, Osiński 0, Długosz 0.

Sędziowali: Trawicki, Szczerba i Zapolski.

Źródło artykułu: