Marshall Strickland został ściągnięty do Koszalina w przerwie międzysezonowej przez trenera Tomasza Herkta. Okazało się jednak, że polski szkoleniowiec pomylił się w ocenie zawodnika, który w pierwszych pięciu meczach sezonu zdobył łącznie tylko 13 punktów i rozdał osiem asyst.
Po tak słabych spotkaniach 28-letni obrońca został odsunięty od pierwszego zespołu, ale, o dziwo, nie rozwiązano z nim kontraktu. Kiedy więc zespół przejął Andrej Urlep, dla Amerykanina otworzyła się kolejna szansa. Tym bardziej, że Słoweniec jasno określił, że wszyscy mają "czystą kartę".
Tym samym Strickland zagrał w dwóch kolejnych meczach koszalińskiego zespołu, ale ponownie spisał się słabo. Przeciwko Kotwicy Kołobrzeg zdobył tylko sześć oczek, a przeciwko AZS Politechnice Warszawskiej - pięć. Tak przeciętne wyniki dały podstawę do rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron. Po trzymiesięcznej przygodzie w Polsce Amerykanin wraca do domu.
Mierzący 188 cm wzrostu rzucający obrońca poprzedni sezon spędził we włoskiej drugiej lidze w zespole Fileni Bpa Jesi. Z racji tego, że dołączył do ekipy w połowie sezonu, nie pełnił w niej kluczowej roli. Zdecydowanie inaczej było w rozgrywkach 2008/2009, kiedy to jako gracz tureckiego Casa TED Kolejliler Ankara notował przeciętnie 14,8 punktu, 3,7 asysty i 3,3 zbiórki.