Podobnie jak końcówki, tak początku meczu z INEĄ Wiślaczki z pewnością nie zaliczą do udanych. W pierwszych kilkudziesięciu sekundach w ich grze dominował bowiem, chaos i mimo licznych okazji nie potrafiły one znaleźć drogi do kosza rywala. Widząc to poznanianki nieco odważniej ruszyły do przodu i co ciekawe po trzech minutach to one były na prowadzeniu. Taki obrót sprawy bez wątpienia był sporym zaskoczeniem, ale chwilę później ku uciesze wszystkich zgromadzonych w hali przy ulicy Reymonta, gospodynie doszły do głosu. W ich szeregach bardzo aktywna była Katarzyna Krężel, która okazała się być niezastąpiona przy szybkich kontrach. Wtórowała jej doświadczona Anke DeMondt. Właśnie po celnej "trójce" w wykonaniu reprezentantki Belgii jej team wygrywał 13:5 i można było odnieść wrażenie, że od tej pory dominować będą już tylko mistrzynie Polski. I choć prawdą jest, że systematycznie powiększały swoją przewagę, to jednak ich postawa wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Taki odbiór wydarzeń spowodowany był w dużej mierze słabą skutecznością w ataku miejscowych. Nie da się ukryć, że dał przy tym o sobie znać bardzo ciężki okres treningowy, jaki zawodniczki przeszły w ostatnich dniach. Ponadto, w obronie zawodziło krycie w decydujących momentach, co momentalnie wykorzystała Aneta Kotnis do spółki z Magdaleną Gawrońską. Te dwie zawodniczki, zdobywając kilka punktów z rzędu sprawiły, że różnica między dwoma zespołami na koniec pierwszej kwarty wynosiła 9 "oczek", co absolutnie nie zadowalało faworyta konfrontacji.
W pierwszych fragmentach drugiej kwarty obraz gry nie uległ zmianie. Na parkiecie optycznie przeważała Wisła, ale poziom przez nią prezentowany nadal był daleki od oczekiwanego. W związku z tym hiszpański szkoleniowiec, Jose Ignacio Hernandez poprosił o czas licząc, że w ten sposób wpłynie na postawę swoich podopiecznych. I jak się okazało, był to moment przełomowy jeśli chodzi o losy całej rywalizacji. Krakowianki bowiem, nie tylko zaczęły seryjnie zdobywać punkty, ale też o wiele większą wagę przyłożyły do obrony, wobec czego ekipa z Wielkopolski była już bezradna. Bardzo dobrze do gry wprowadziła się Milka Bjelica. Środkowa rodem z Belgradu z reguły nie myliła się przy próbach z najbliższych odległości i była jednocześnie wiodącą postacią całego zespołu. Gdy przykład z niej wzięły Ewelina Kobryn oraz Magdalena Leciejewska, wynik na tablicy świetlnej brzmiał 35:18, w związku z czym nareszcie w pełni można było zobaczyć różnicę klas obu klubów. Co ważne, rozkręcające się z każdą minutą Wiślaczki na tym nie poprzestały. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy przeprowadziły kilka składnych akcji, dzięki czemu po 20 minutach zasłużenie wygrywały 47:24.
Po zmianie stron zawodniczki Wisły, mając świadomość swojej ogromnej przewagi pod tablicami, bazowały przede wszystkim na umiejętnościach Kobryn. Jedna z najlepszych środkowych na Starym Kontynencie momentalnie zdobyła 6 punktów z rzędu, dając tym samym jasno do zrozumienia, że poznanianki tego wieczoru nie mają już na co liczyć. Fakt faktem, przyjezdne na tym etapie nie zamierzały się jeszcze poddawać, ale zaledwie pojedyncze udane zagrania z ich strony przynosiły mizerne korzyści. Mistrzynie Polski natomiast, nie zważając na sytuację przeciwnika konsekwentnie wcielały w życie przedmeczowe założenia i w połowie trzeciej "ćwiartki" wygrywały już 60:31. Pozytywną kartę w całym spotkaniu zapisała także Nicole Powell, która trafiła kilka ważnych rzutów z dystansu. Przewaga Wisły zrobiła się jeszcze większa na niespełna dwie minuty przed końcem kwarty, kiedy to udaną akcją 2+1 popisała się Leciejewska. W związku z tym jedyną niewiadomą pozostawało tylko, czy gospodynie zdołają przekroczyć tego wieczoru barierę stu punktów.
Koszykarki INEI jednak doskonale zdawały sobie sprawę z zamiarów Białej Gwiazdy i w decydującej batalii zaciekle broniły dostępu do swojego kosza. Ich ambitna postawa w defensywie sprawiła, że miejscowe przez 5 minut nie potrafiły zdobyć choćby punktu! Fatalną niemoc przełamała dopiero DeMondt, sprytnie wypracowując sobie pozycję rzutową w polu trzech sekund. Ta sama zawodniczka w końcowych fragmentach zdołała ponownie poderwać swój team do walki, brylując nie tylko pod koszem rywala, ale też w defensywie. Generalnie dzięki niej krakowianki zdołały jeszcze w pewnym stopniu powiększyć rozmiary wygranej i wraz z końcową syreną mogły udać się na zasłużony odpoczynek. Ostatecznie Wisła zwyciężyła 78:46, udanie rozpoczynając zmagania w 2012 roku.
Wisła Can-Pack Kraków - INEA AZS Poznań 78:46 (21:12, 26:12, 23:16, 8:6
Wisła: Kobryn 24, Bjelica 10, De Mondt 9, Powell 8, Dabovic 6, Krężel 6, Śnieżek 5, Leciejewska 5, Pawlak 3, Czarnecka 2, Ćwięk 0.
INEA: Kotnis 14, Czarnecka 14, Mistygacz 8, Adamowicz 6, Kędzia 2, Marciniak 2, Woźniak 0, Jankowska 0, Lewińska 0