Cztery razy trzy i po meczu - relacja z meczu MOSiR Krosno - Sokół Łańcut

Po raz pierwszy w tym sezonie kibice w Krośnie mogli obejrzeć derby Podkarpacia. W sobotnie popołudnie miejscowy MOSiR podejmował Sokoła Łańcut. Było to starcie drużyn z dwóch biegunów ligowej tabeli.

Łańcucianie przed tym spotkaniem zajmowali trzecie miejsce, a krośnianie do tej pory zdołali wygrać zaledwie dwa mecze. Gospodarze przystąpili do rywalizacji wzmocnieni Sławomirem Nowakiem, Mateuszem Nitsche i Bartłomiejem Lisowskim. Tylko ten pierwszy wyszedł w pierwszej piątce, ale zagrał niewiele ponad dziewięć minut - z powodu zbyt dużej ilości fauli. Wśród łańcucian zabrakło Bartosza Dubiela, a całe spotkanie na ławce rezerwowych spędził Maciej Klima.

Początek meczu miał bardzo wyrównany przebieg. Obie drużyny przeprowadzały szybkie i skuteczne akcje. Jednak po siedmiu minutach gry krośnianie stanęli, nie potrafi zdobyć punktów nawet z rzutów osobistych. Z kolei z linii rzutów wolnych trafiali goście i podopieczni Dariusza Kaszowskiego wypracowali sobie dziewięciopunktową przewagę. Pierwsza kwarta stała pod dużą ilością przewinień obu zespołów.

Warto zwrócić uwagę, że spotkanie zostało przerwane w drugiej minucie pojedynku. Głupotą wykazali się kibice Sokoła, którzy w krośnieńskiej hali odpalili race. Pomimo akcji ochrony fani łańcucian nie chcieli ich ugasić, a chwilę później z ich ust można było usłyszeć przyśpiewki znane z trybun stadionów piłkarskich.

Druga odsłona starcia miała nieco inny przebieg. Sokół już na początku kwarty powiększył swoją przewagę, ale po czasie wziętym przez Dusana Radovica, to krośnianie zaczęli odrabiać straty. Do szatni gracze obu klubów schodzili przy stanie 34:30 dla gości.

Początek drugiej części to prawdziwy popis rzutów za trzy punkty w wykonaniu gości. Cztery trafienia zza linii 6,75 m. ustawiły spotkanie. Sokół po trzech minutach prowadził już trzynastoma oczkami, by w kolejnych akcjach powiększać swoje prowadzenie. Czwarta kwarta to gra na luzie obu zespołów. Łańcucianie próbowali przeprowadzać efektowne akcje, a gospodarze nie potrafili zdobywać punktów. - Przede wszystkim druga połowa była bardzo dobra w wykonaniu mojego zespołu. W szczególności trzecia kwarta, gdzie praktycznie wróciliśmy na swoje wysokie prowadzenie i w tym momencie pozostało nam kontrolować wyniku meczu - powiedział szkoleniowiec łańcuckiego klubu.

Spotkanie zakończyło się wysoką wygraną gości 75:53, a duża w tym zasługa Marcela Wilczka, który uzyskał double-double. Aż pięciu zawodników Sokoła zapisało na swoim koncie dwucyfrowe zdobycze punktowe, a jednego oczka zabrakło do tego osiągnięcia kolejnemu z nich - Wojciechowi Pisarczykowi.

Wśród gospodarzy niemal już tradycyjnie najlepszy był Kamil Kamecki. Po raz kolejny krośnieńskich kibiców zawiódł Piotr Pluta. Kapitan zespołu nie może powrócić do swojej normalnej dyspozycji. W sobotnim pojedynku zdobył tylko pięć oczek, trafiając jeden rzut z gry.

- Z takim sędziowaniem jak w pierwszej kwarcie były małe szanse wygrać ten mecz. Sokół był bardzo dobrze przygotowany. Widać, że trenują ze sobą kilka lat i dzisiaj pokazali nam jak wygląda nowoczesna koszykówka - podsumował pojedynek Dusan Radovic, trener gospodarzy.

Teraz przed obiema drużynami trudne mecze. MOSiR wyjeżdża do Gdyni na spotkanie ze Startem, a Sokół podejmie Rosę Radom.

MOSiR Krosno - Sokół Łańcut

53:75

(13:22, 17:12, 12:28, 11:13)

MOSiR: Kamecki 16, Partyka 10, Pieloch 7, Pluta 6, Nitsche 4, Nowak 4, Oczkowicz 4, Kamiński 2.

Sokół: Szurlej 15, Bogdanowicz 14, Wilczek 14 (10 zb), Hałas 12, Fortuna 11, Pisarczyk 9.

Źródło artykułu: