Co osiągną Rakiety z Artestem w składzie?

Houston Rockets należą do czołówki najlepiej broniących zespołów w lidze. Po przyjściu Rona Artesta defensywa Rakiet stanie się jeszcze szczelniejsza. W poprzednim sezonie największym mankamentem drużyny z Teksasu była ofensywa. Po przyjściu Rona Artesta siła rażenia 2-krotnych mistrzów NBA ulegnie znaczącej progresji. Czyżby więc podopieczni Ricka Adelmana znaleźli brakujące ogniwo, które pomoże im w walce o najwyższe cele?

W tym artykule dowiesz się o:

Ron Artest to zawodnik nietuzinkowy, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Potężnie zbudowany niski skrzydłowy jest od lat świetnym defensorem, lecz jego umiejętności w grze ofensywnej także warte są uwagi. Wraz z Shanem Battierem będą odpowiedzialni za grę w obronie, która w nadchodzącym sezonie może okazać się kluczem do sukcesu "Rakiet". Warto przypomnieć, że minionych rozgrywkach Houston legitymowali się drugą najlepszą defensywą w lidze, z kolei pod względem ofensywy zajęli dopiero 17. lokatę.

Artest powinien być także ważnym graczem w ofensywie. W poprzednim sezonie osamotniony Tracy McGrady nie był w stanie pociągnąć drużyny w najważniejszych momentach. Po pierwsze jak powszechnie wiadomo "T-Mac" nie radzi sobie w charakterze lidera zespołu, a po drugie zwyczajnie nie miał go kto w Rockets zastąpić. Ofensywne zapędy Artesta, który posiada dobry rzut z dystansu, mogą nieco odciążyć McGrady'ego, zwłaszcza kiedy gra mu się nie układa.

Na przyjściu Artesta skorzysta także Yao Ming. Chiński gigant niemalże zawsze miał koło siebie dwóch albo nawet trzech rywali, bowiem wiadome było, że punkty w zespole Rockets zdobywa albo on albo McGrady. Teraz sytuacja ulegnie diametralnej zmianie. Defensorzy drużyn przeciwnych będą musieli skupić większą uwagę na zawodnikach potrafiących doskonale rzucać z dystansu (Alston, McGrady, Artest, Battier, Barry, Head), co ułatwi poczynania Mingowi w strefie podkoszowej. 28-letni Azjata wraz z Luisem Scolą powinni stworzyć jeden z najgroźniejszych duetów podkoszowych.

Wszystko to prezentuje się niezwykle optymistycznie, jednak aby sukces został osiągnięty, muszą spełnić się także inne warunki. Dobrych wyników nie będzie, jeśli znów McGrady lub Ming złapią kontuzje, które w ostatnich latach przydarzały im się niezwykle często. Po drugie Artest musi skupić się wyłącznie na wydarzeniach dziejących się na parkiecie. Zawodnik ten znany jest z ekscesów pozaboiskowych i wielokrotnych konfliktów z prawem. O prawidłowe przygotowania winien zadbać Rick Adelman, były opiekun Artesta z czasów Sacramento Kings.

Houston wykonało naprawdę dobry ruch ściągając Artesta, któremu kontrakt kończy się po sezonie 2008/2009. Ryzykują naprawdę niewiele, bowiem w zamian oddali będącego u schyłku kariery, 35-letniego Bobby’ego Jacksona oraz dopiero co wybranego w drafcie Donte Greene’a. Jeśli osiągnięty zostanie sukces, to transfer ten komentowany będzie tylko pozytywnie. Jeśli nie, to za rok krnąbrnego "RonRona" pewnie nie zobaczymy już w trykocie "Rakiet". Dla przypomnienia ostatni wielki sukces Houston miał miejsce w 1995 roku - mistrzostwo NBA.

Komentarze (0)