Edwards, ale nie ten - relacja meczu Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec

To miał być wielki rewanż Anwilu Włocławek na PGE Turowie Zgorzelec za porażkę z pierwszej części sezonu zasadniczego i dominacja Corsley’a Edwardsa. Plany włocławian pokrzyżowali jednak goście, a konkretnie inny Edwards - John Edwards, środkowy PGE Turowa, który zdobył aż 22 punkty, choć we wcześniejszych meczach sezonu grywał tylko epizody. Turów zwyciężył w Hali Mistrzów po dogrywce 84:79.

W tak zaciętym spotkaniu każda strata czy każda zbiórka były na wagę złota i właśnie zdecydowana przewaga w tym drugim elemencie (45:33) dała zwycięstwo PGE Turowowi Zgorzelec. Najniższy w zespole Ronald Moore aż ośmiokrotnie zbierał piłkę z tablic, zaś po siedem zbiórek zanotowali Daniel Kickert i Aaron Cel. - Tu nawet nie chodzi o zbiórki ogółem, ale o zbiórki ofensywne. My 15 razy powtarzaliśmy akcje, a Anwil - 12. I może właśnie ta pięciopunktowa wygrana jest wynikiem tych kilku zbiórek w ataku więcej? - mówił po meczu francusko-polski skrzydłowy Turowa.

Cel był jednym z trzech katów zgorzeleckiego zespołu. Przez cały mecz grało mu się wyjątkowo ciężko, pudłował sporo rzutów (4/14 z gry), ale gdy przyszło co do czego, na 1,5 minuty przed końcem zaliczył bardzo ważne trafienie z dystansu i PGE Turów wyszedł na prowadzenie 75:73. Po chwili jego wyczyn skopiował drugi z bohaterów David Jackson, a ponadto na 23 sekundy zablokował w kontrze Krzysztofa Szubargę. Będąc faulowany, rzutami wolnymi ustalił wynik spotkania na 84:79.

- Blok Davida, a wcześniej jego trójka, były bardzo istotne, bo po tych ciosach Anwil coraz bardziej sprawiał wrażenie boksera przed nokautem. Niemniej jednak David nie był dzisiaj naszym najważniejszym zawodnikiem - powiedział Cel. Bohaterem piątkowego spotkania okazał John Edwards, człowiek zupełnie znikąd, który w dotychczasowych 14 spotkaniach ligowych zdobywał przeciętnie tylko sześć punktów. W Hali Mistrzów zaliczył ich aż 22 (8/11 z gry).

31-latek wyraźnie nie jest ulubieńcem Jacka Winnickiego, ale tym razem pojawił się na parkiecie szybko, gdyż lekkiego urazu doznał Dallas Lauderdale. Prawdopodobnie sam szkoleniowiec zgorzelczan nie spodziewał się, że sytuacja ta może mieć aż tak wielki wpływ na losy spotkania. Tymczasem już w pierwszej kwarcie Edwards zdobył 10 punktów, dokładnie tyle samo ile ten, który miał tego wieczora dać prawdziwy popis, czyli Corsley Edwards. O ile jednak środkowy Anwilu w kolejnych 35 minutach dołożył tylko sześć oczek, o tyle center PGE Turowa - 12, w tym kilka bardzo ważnych trafień, gdy w czwartej kwarcie Anwil prowadził już 65:61 na nieco ponad trzy minuty do końca (wówczas cztery punkty z rzędu).

- My wiedzieliśmy, że taki mecz kiedyś nadejdzie. Na treningach John prezentuje się od początku sezonu wyśmienicie i sam nie wiem, dlaczego trener bardzo rzadko pozwalał mu grać dłużej. Dzisiaj bez cienia wątpliwości to on był bohaterem spotkania - mówił po ostatniej syrenie Konrad Wysocki, autor 11 oczek.

- Bardzo żałuję, że nie udało nam się dowieźć tego zwycięstwa do końca, choć jeszcze kilkadziesiąt sekund przed końcem prowadziliśmy czterema punktami. Niestety popełniliśmy dwie-trzy proste straty w ataku i Turów to wykorzystał - opowiadał zmartwiony Lorinza Harrington. Amerykanin zagrał dzisiaj bardzo skutecznie i zaprezentował zdecydowanie lepiej na pozycji rozgrywającego niż Szubarga. Zdobył 14 punktów, wymusił sześć fauli, zaliczył po cztery zbiórki i asysty oraz trzy przechwyty. Kto wie czy w perspektywie czasu nie dojdzie we Włocławku do zmiany warty w pierwszej piątce.

Turów już na początku spotkania objął wysokie prowadzenie, po trafieniu Cela było już 16-5, i wydawało się, że może dojść do powtórki z pierwszej części sezonu zasadniczego, kiedy zgorzelczanie zwyciężyli aż 87:60. Za sprawą Łukasza Majewskiego (10 punktów w drugiej kwarcie) włocławianie wrócili jednak do gry i zmniejszając straty z akcji na akcje, przełamali gości jeszcze przed przerwą. Ostatecznie po dwóch kwartach na tablicy wyników widniał remis 39:39 i od tego momentu rozpoczęła się zażarta walka kosz za kosz.

Szala przechylała się raz w jedną, raz w drugą stronę: na 3,5 minuty to Anwil prowadził 65:61, ale po celnych rzutach wolnych Moore’a na 24 sekund przed końcem czwartej kwarty było 69:67 dla gości. Do dogrywki rzutem spod kosza doprowadził Dardan Berisha, ale w dodatkowych pięciu minutach goście nie pozostawali złudzeń. - Przegraliśmy bo zabrakło trochę szczęścia. Oni trafiali w końcówce, a nam nic nie szło. Nie uważam jednak byśmy zagrali zły mecz. Przegrać po walce z Turowem to nie dyshonor - powiedział polski obrońca.

Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec 79:84 OT (14:23, 25:16, 10:16, 20:14, 10:15)

Anwil: Edwards 16, Harrington 14, Majewski 14, Szubarga 13, Berisha 10, Kinnard 8, Allen 2, Hajrić 2, Lewis 0, Wołoszyn 0

PGE Turów: Edwards 22, Jackson 16, Kickert 16, Cel 12, Wysocki 11, Moore 5, Chyliński 2, Gustas 0, Jankowski 0, Lauderdale 0, Mielczarek 0

Źródło artykułu: