Sobotni pojedynek z większym animuszem rozpoczęli stargardzianie, którzy byli skuteczni w ataku, a z ich obroną kłopoty mieli goście. Stan równowagi szybko przywrócili jednak Jaromir Szurlej i Maciej Klima, który w pierwszej odsłonie był najaktywniejszy w swojej ekipie. Od pierwszych minut na parkiecie zapanowała nerwowość podgrzewana jeszcze przez gwizdki sędziów często przerywające akcje obu drużyn. Spójnia prowadziła jednak 16:8, lecz kilka strat pozwoliło rywalom powrócić do gry i wyjść nawet na czteropunktowe prowadzenie. Ostatecznie premierowa ćwiartka zakończyła się remisem.
Kolejne dziesięć minut to już popis świetnie broniących gospodarzy. Trudno wskazać udane akcje łańcucian, którzy zdobyli zaledwie osiem punktów. Stargardzianie za to utrzymali wcześniejszą skuteczność, a świetną zmianę dał Hubert Pabian, który w kolejnych akcjach trafiał do kosza. Na piętnastominutową przerwę podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza mogli, więc schodzić ze spokojem.
Po kolejnych pięciu minutach wydawało się, że losy zwycięstwa zostały już rozstrzygnięte. Miejscowi świetnie bronili, a gdy pięć punktów z rzędu zdobył Tomasz Stępień prowadzili 52:32. Wtedy o przerwę poprosił jednak Dariusz Kaszowski i sytuacja zaczynała się odwracać. - Jedna decyzja sędziego, jeden nasz celny rzut z czystych pozycji i wyszlibyśmy na prowadzenie. Prawdopodobnie wtedy zespół Spójni by pękł i ten mecz skończyłby się na naszą korzyść - podkreślił Kaszowski zapytany o to, czy przy tak niekorzystnym wyniku wierzył w wygraną.
Jego zespół rozpoczął szaloną gonitwę i liczył na powtórkę z poprzedniego sezonu. Koszykarze z Podkarpacia do końca trzeciej kwarty zdobyli trzynaście oczek nie tracąc żadnego i mogli znów realnie myśleć o wywiezieniu dwóch punktów. Po krótkiej przerwie gospodarze mogli odetchnąć za sprawą trafień Piotra Wojdyra, lecz Piotr Hałas i Paweł Bogdanowicz szybko odpowiedzieli. Niemal do ostatnich minut drogę do kosza rywali znajdował jedynie Wojdyr, lecz było to za mało, by czuć się pewnie.
Na dziewięćdziesiąt sekund przed końcem goście przegrywali dwoma punktami a szansę na zmianę prowadzącego zmarnował Marcel Wilczek. Koszykarz, który w ubiegłym sezonie rozegrał kilka spotkań dla Spójni po raz kolejny w stargardzkiej hali wypadł słabiej niż w większości innych gier. - Starałem się podejść do tego meczu tak jak do każdego innego. Niestety nie trafiłem kluczowych dwóch osobistych oraz trójki, za co muszę chłopaków przeprosić, bo gdybyśmy przełamali Spójnię to myślę, że poszłoby dalej - żałował koszykarz Sokoła w pomeczowej rozmowie z naszym portalem. Ostatecznie nerwową końcówkę wygrali gospodarze i to oni mogli się cieszyć z ważnej wygranej nad liderem rozgrywek. - Cieszymy się z punktów i dobrej gry przez dwie i pół kwarty. Później brakowało chyba trochę sił i sposobu. Nie wpadało nawet z czystych pozycji i słabiej też broniliśmy - podsumował szkoleniowiec Spójni.
Spójnia Stargard Szczeciński - NETO PTG Sokół Łańcut 65:62 (22:22, 21:8, 9:15, 13:17)
Spójnia: Ochońko 15, Stępień 14, Pabian 13, Parzych 8, Wojdyr 7, Grudziński 4, Soczewski 4, Bodych 0, Kalinowski 0.
Sokół: Klima 17, Bogdanowicz 14, Hałas 9, Szurlej 9, Fortuna 7, Wilczek 6, Chromicz 0, Pisarczyk 0.