Sensacji nie było - relacja z meczu Odra Brzeg - Wisła Can - Pack Kraków

W środowy wieczór w Brzegu kibice długo byli świadkami wyrównanej potyczki. Faworyzowana Biała Gwiazda przez ponad 20 minut grała poniżej oczekiwań i nie potrafiła zdystansować niżej notowanego rywala. Ostatecznie udało jej się to dopiero w trzeciej kwarcie, która była kluczowa dla losów meczu.

Spotkanie Odry z krakowską Wisłą już kilka godzin przed rozpoczęciem wzbudzało spore emocje. Wszystko dlatego, że w dachu brzeskiej hali pojawiły się pęknięcia i na parkiet zaczęła kapać woda, co skłoniło organizatorów do poważnego zastanowienia się nad tym, czy w ogóle dojdzie ono do skutku. Ostatecznie postanowiono nie odwoływać zawodów, aczkolwiek decyzja o tym została podjęta dopiero po konsultacjach z przedstawicielami drużyny mistrza Polski.

Gdy przystąpiono do sportowych zmagań na czoło pierwotnie wysunęły się gospodynie, które w pierwszych fragmentach częściej potrafiły znaleźć drogę do kosza. Wiślaczki zaś sprawiały wrażenie jakby nie były w stanie wejść we właściwy rytm. Zresztą liczne błędy przy wyprowadzaniu piłki, a także proste straty absolutnie temu nie sprzyjały. Taka negatywna tendencja w ich przypadku uległa zmianie w połowie kwarty kiedy to za sprawą swoich podkoszowych, a także aktywnej Nicole Powell zdobyły kilka punktów z rzędu i były na dobrej drodze do przejęcia inicjatywy. Nie da się ukryć, że podopieczne Jose Ignacio Hernandeza pewnie ten cel by osiągnęły, ale wciąż zbyt opieszale prezentowały się w defensywie i pozwalały rywalkom niekiedy bezkarnie dochodzić do pozycji rzutowych.

Jak się okazało, słaba obrona nie przyniosła krakowiankom nic dobrego. Na niespełna 3 minuty przed końcem kwarty wynik brzmiał bowiem, tylko 12:11 na ich korzyść, co można było potraktować jako pewnego rodzaju zaskoczenie. Gospodynie z kolei, widząc taki bieg wydarzeń jeszcze bardziej przyspieszyły licząc, iż może uda im się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W pewnym momencie były nawet tego bliskie, ale na posterunku stała wspomniana Powell. Amerykanka trafiając sekundę przed końcem kwarty obroniła niewielką przewagę swojego teamu i przynajmniej w jakimś stopniu oddaliła zagrożenie.

Tyle, że na niewiele się to zdało, ponieważ w drugiej odsłonie pojedynek nadal był bardzo wyrównany. Biała Gwiazda choć sprawiała wrażenie o wiele dojrzalszej drużyny, wciąż nie potrafiła udokumentować swojej wyższości i tym samym odskoczyć na bezpieczny dystans. Taki stan rzeczy był poniekąd spowodowany słabą w wykonaniu Wisły skutecznością. Jej zawodniczki chybiały większość prób i co gorsza nie były w stanie nawet zebrać piłki po niecelnych rzutach. Podopiecznym Wadima Czeczuro natomiast, w zamian za ogromną ambicję sprzyjało również szczęście. Prawdą jest, że niektóre zagrania ich autorstwa były kompletnie nieprzygotowane, a mimo to przynosiły zamierzone korzyści. Jeśli chodzi o poczynania ofensywne w rolę liderek Odry wcieliły się Jessica Starling i Ebony Ellis. Amerykanki bazowały na swojej motoryce, a także umiejętności gry jeden ja jeden, przysparzając w ten sposób Wiśle mnóstwo problemów. Dzięki ich staraniom, klub z województwa Opolskiego po 20 minutach przegrywał jedynie 30:37 i kibice na trybunach zaczęli snuć nadzieję na dalszą walkę z krajowym potentatem.

Co ciekawe po zmianie stron ich życzenia pierwotnie się spełniały. Brzeżanki mimo naporu małopolskiego zespołu konsekwentnie wcielały w życie przedmeczowe założenia i po akcji "2+1" w wykonaniu Justyny Daniel zniwelowały straty do trzech "oczek". Jednak ku zmartwieniu sztabu szkoleniowego Odry od tej chwili na parkiecie błyszczały już tylko obrończynie mistrzowskiego tytułu. Po długim okresie nostalgii w końcu zaczęły one o wiele agresywniej grać na własnej połowie. W ofensywie zaś postawiły na szybki atak, co pozwoliło im zdobywać punkty jeszcze zanim miejscowe ustawiły zasieki obronne. W wykańczaniu akcji lubowała się szczególnie Ewelina Kobryn, która w polu trzech sekund nie miała sobie równych. Wtórowała jej rozgrywająca Ana Dabović, popisując się celnymi próbami z półdystansu. Te konsekwentne dążenia sprawiły, że przed decydującą batalią ich kolektyw był w znacznie lepszym położeniu i stało się w zasadzie oczywistym, że tym razem wygrana powędruje pod Wawel.

Zgodnie z przypuszczeniami, tak też się stało. W czwartej "ćwiartce" dowodzone przez trenera Hernandeza koszykarki przeważały właściwie w każdym elemencie i wraz z upływem minut śrubowały wynik. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że na dwie i pół minuty przed końcową syreną brzmiał on 75:57, co najlepiej oddawało aktualny przebieg pojedynku. Ostatecznie Wisła zwyciężyła różnicą dwudziestu jeden punktów i do domu mogła udać się w poczuciu spełnionego obowiązku. Nie da się jednak ukryć, że styl jaki pokazała zwłaszcza w pierwszej połowie pozostawiał wiele do życzenia, wobec czego przed zbliżającą się fazą play off Euroligi czeka ją jeszcze wiele pracy.

Odra Brzeg - Wisła Can - Pack Kraków 59:80 (15:18, 15:19, 15:22, 14:21)

Odra: Kochubei 13, Starling 12, Żyłczyńska 11, Ellis 10, Małaszewska 5, Daniel 4, Kędra 2, Oses 2

Wisła: Kobryn 21, Phillips 12, Bjelica 10, Dabović 10, Powell 8, Pawlak 7, Ujhelyi 6, Czarnecka 3, Śnieżek 2, Leciejewska 1

Źródło artykułu: