Na parkiet powrócił już dawno, ale dopiero w sobotnim spotkaniu z byłym liderem tabeli - Sokołem Łańcut - pokazał swoje prawdziwe oblicze. Mimo że zagrał bardzo dobrze i rzucił aż sześć trójek, to nie udało mu się przekroczyć magicznej granicy 30 punktów. - Nie wiem czemu mi się to nie udało, to już drugi raz w tym sezonie, jestem zawiedzony - zażartował Michał Wołoszyn, niski skrzydłowy MKS-u.
Brak Wołoszyna w składzie był problemem, którym zajmowali się nawet kibice. Powrót do meczowego składu był trudny, a na przełamanie zawodnik potrzebował trochę czasu. - Fizycznie już dobrze się czuję, gorzej, jeśli chodzi o głowę. Miałem takie problemy, żeby się pozbierać. Trzy ostatnie mecze w moim wykonaniu były bardzo słabe. Wiem, że zawiodłem drużynę, gdyż ostatnie trzy porażki, między innymi były podyktowane moją słabą grą. Nie mogę się doczekać występu, po którym będę wiedział, że pomogłem zespołowi. Po to właśnie ściągnięto mnie do Dąbrowy Górniczej. Mam nadzieję, że teraz tylko do przodu, gdyż czekają nas trudne mecze - podkreślił.
Porównując skuteczność z meczu ze Spójnią, który trener Wojciech Wieczorek określa mianem najgorszego w sezonie, oraz ze spotkania z Sokołem, widać ogromną różnicę. MKS znów rzucał celnie oraz dobrze bronił. - W pierwszej połowie ten mecz ustawiliśmy pod siebie właśnie dobrą grą obronną i szybkimi atakami. Dodatkowo wykorzystaliśmy naszą grę pod koszem, gdyż rywale nie przekazywali nas na zasłonach, dzięki czemu nasi wysocy zawodnicy dobrze się zaprezentowali. Wielkie pochwały dla Kulikowskiego i Zmarlaka. To była nasza przewaga i ją wykorzystaliśmy. W drugiej połowie nasza skuteczność była na dobrym poziomie i to pozwoliło nam wysoko wygrać mecz - powiedział Michał Wołoszyn.