Niespodzianka! Co się odwlecze, to nie uciecze - relacja z meczu AZS PW - Kotwica

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Beniaminek omal nie wypuścił zwycięstwa z rąk, co miało miejsce niedawno w meczu z AZS Koszalin. Jeszcze kilka minut przed końcem czwartej kwarty podopieczni Mladena Starcevicia byli o krok od pokonania Kotwicy Kołobrzeg, ale ta zdołała doprowadzić do dogrywki. W doliczonym czasie gry stołeczna drużyna zdołała minimalnie przechylić szalę na swoją stronę.

Po pierwszej połowie gospodarze byli na najlepszej drodze do odniesienia sensacyjnego zwycięstwa. Dlaczego sensacyjnego? Bo zespół Tomasza Mrożka przyjechał z jasno postawionym celem - wygrać za wszelką cenę i pozostać w walce o awans do fazy play-off. Kołobrzeżanie musieli zatem postawić wszystko na jedną kartę, stawiać opór do upadłego. Tymczasem dla Inżynierów ten mecz był kolejnym z gatunku bez żadnej presji, czyli o przysłowiową pietruszkę.

Udowodnił jednak, że postawiona przez nas teza w zapowiedzi, nie była na wyrost. Warszawianie są rzeczywiście w wysokiej dyspozycji. W pierwszej i drugiej odsłonie podopieczni Mladena Starcevicia wypracowali niemałe prowadzenie. To zasługa duetu Mateusz Ponitka - Piotr Pamuła, który zagrał na miarę oczekiwań. Ten pierwszy chętnie przebijał się w pole trzech sekund, gdzie aktywny był też nieco wyższy Jarosław Mokros. Drugi z kolei upodobał sobie rzuty z półdystansu, które też były skuteczne.

Ogółem w inauguracyjnej kwarcie stołeczni zawodnicy zmarnowali tylko trzy rzuty. Nic dziwnego, że "Czarodzieje z wydm" szybko stracili bezpośredni kontakt z przeciwnikiem. Zwłaszcza że ich gra początkowo się kleiła. Zmian nie było w drugiej kwarcie, w której to Politechnika po celnej "trójce" Pamuły prowadziła nawet szesnastoma "oczkami". To miał być gwóźdź do trumny spisujących się przeciętnie kołobrzeżan. Ale nie był.

Mimo że Kotwica nie poderwała się do odrabiania strat, to za sprawą gorszej efektywności gospodarzy, zdołała zmniejszyć straty. Na przerwę schodziła z trzynastopunktowym deficytem, który dawał im jeszcze nadzieje na wygraną. Szanse były tym większe, że młode wilki Starcevicia przeważnie w drugiej części zawodów spuszczali z tonu.

I tak faktycznie było. Z dobrze funkcjonującego kolektywu zostały tylko strzępy, bo cały ciężar spadł na jednego zawodnika. Dwoił się i troił lider Ponitka, który zdobył dziewięć z jedenastu punktów całej drużyny w trzeciej odsłonie. To nie wystarczyło, by utrzymać prowadzenie z pierwszej połowy. Za sprawą Odeda Brandweina zrobili mały krok w stronę beniaminka.

Im bliżej było końca, tym... bardziej gospodarzom zapadał się grunt pod nogami. Zaliczka szybko została zmarnowana, bo przez długi czas brakowało pomysłu na grę w ofensywie. Dopiero po kilku minutach indolencję przełamali rzutami z dystansu Marek Popiołek i Michał Nowakowski, ale to był tylko chwilowy zryw. Tymczasem nadmorska drużyna zdołała już złapać odpowiedni rytm i systematycznie zbliżała się do Inżynierów, których na finiszu ogarnął paraliż. Przez ostatnie ponad 3,5 minuty gracze Starcevicia ani razu nie trafili do kosza. Mało tego, mogli jeszcze przegrać w regulaminowym czasie gry, ale Darrell Harris nie zdołał zdobyć decydujących punktów.

Doszło do zatem do dogrywki. Warszawianie zadali mocny cios już na samym początku, zdobywając pięć punktów z rzędu. Brandwein i Łukasz Wichniarz nie dali jednak za wygraną i odrobili straty z minimalną nawiązką. W elektryzującej i dramatycznej końcówce lepiej wypadli Inżynierowi. Sześć sekund przed końcem doliczonego czasu gry "Czarodziei z wydm" pogrążył Pamuła.

To był kolejny dreszczowiec w wykonaniu beniaminka. Tym razem jednak udało im się uniknąć porażki. Tydzień temu AZS Politechnika Warszawska była blisko pokonania AZS Koszalin, ale na finiszu dała sobie odebrać triumf. Kotwica powtórzyć tego wyczynu nie potrafiła, mimo że w dogrywce kilkakrotnie wychodziła na prowadzenie.

Niespodzianka w Warszawie sprawiła, że zmieniła się sytuacja w grupie walczącej o miejsca 7-14. Drużyna Mrożka pogorszyła swoją sytuację - definitywnie spadła na dziewiątą pozycję i ma już punkt mniej od ekipy Andrieja Urlepa. Natomiast beniaminek po długim czasie wydostał się z przedostatniego miejsca w tabeli! Inżynierowie wskoczyli na dwunastą pozycję, a na trzynastą zepchnęli PBG Basket Poznań. Przed Politechniką - z przewagą tylko "oczka" - znajduje się starogardzka Polpharma, która w sezonie zasadniczym dwukrotnie przegrała z tym zespołem. AZS Politechnika Warszawska - Kotwica Kołobrzeg 74:73 (25:15, 20:17, 11:13, 8:19, d. 10:9)

AZS Politechnika: Mateusz Ponitka 22, Piotr Pamuła 20, Michał Nowakowski 10, Łukasz Wilczek 9, Marek Popiołek 8, Jarosław Mokros 4, Patryk Pełka 1, Filip Nowicki 0, Maciej Kucharek 0, Sebastian Kowalczyk 0.

Kotwica: Oded Brandwein 21, Łukasz Diduszko 16, Łukasz Wichniarz 12, Darrell Harris 9, Demetrius Brown 8, Marko Djurić 3, Szymon Rduch 2, Wojciech Złoty 2, Michał Kwiatkowski 0.

Źródło artykułu:
Komentarze (3)
luksin
16.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
a ja sie zastanawiam gdzie w nowym sezonie beda grali tacy zawodnicy jak ponitka ,kulig ...na ta chwile chyba kazdy zespol w naszej lidze widzialby ich w skladzie...chodza sluchy ze bardzo mocn Czytaj całość
avatar
Liimack47
14.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gdyby Politechnika miała choć prezciętny budżet jak na warunki polskiej ligi, jestem pewien, że spokojnie grałaby o wyższe miejsca. Ile można mówić tym nastoletnim chłopakom by grali, by oddawa Czytaj całość
avatar
derek
14.03.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
no prosze. po raz kolejny pokazali że warto na tych chłopaków stawiać, za niewielkie pieniądze mieliby w stolicy dobrą ekipą ale jakoś Hanka Gronkiewicz Walz i spółka mają gdzieś kosza