Nie powinno nas się skreślać - wywiad z Lorinzą Harringtonem, rozgrywającym Anwilu

W ostatnim czasie narobił tyle pozasportowego szumu, że skupił na sobie nienawiść całego koszykarskiego Włocławka. Podczas meczu z Zastalem Zielona Góra, gdy był przy piłce, słyszał buczenie z trybun, choć po kilku udanych akcjach fani docenili jego zaangażowanie. Jak sam mówi, nie zwracał na to uwagi, bo interesują go przede wszystkim zwycięstwa Anwilu. Oto Lorinza Harrington w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Bałeś się trochę przed meczem z Zastalem Zielona Góra?

Lorinza Harrington: Nie, dlaczego miałbym się bać? Byliśmy w takiej sytuacji, że nie mogliśmy bać się ani przez chwilę. Musieliśmy wyjść na parkiet i zaprezentować się tak, jak umiemy najlepiej. Przed meczem zdawaliśmy sobie sprawę, że ten system gry, który ćwiczyliśmy od dwóch-trzech tygodni, wychodzi nam coraz skuteczniej. Koszykówka to prosta gra i nie musisz się jej bać.

Szczerze mówiąc to, zadając to pytanie miałem na myśli nieco inny aspekt...

- OK, domyślam się o co chcesz spytać, ale nie będę o tym rozmawiał.

Dlaczego?

- Bo to już jest za mną. Nie chcę do tego wracać. Ponadto już za to przeprosiłem.

W takim razie powiedz coś jeszcze o meczu z Zastalem. Zielonogórzanie przyjeżdżali do Włocławka pewni swego. Wygrali dwa mecze, wy byliście w dołku. Wierzyliście, że możecie wygrać?

- Tak. Koszykówka, w ogóle sport, w dużej mierze opiera się na wierze we własne umiejętności i grze na miarę swoich umiejętności. Wiesz, możesz przegrać kilka meczów, ale to nie znaczy, że cały sezon jest już stracony. My naprawdę byliśmy pewni, że nasza praca w końcu musi dać efekt w postaci wygranej.

I ta wiara doprowadziła was do zwycięstwa?

- Wiara była jedną z przyczyn. Na pewno przełożyła się na same spotkanie pod względem takim, że jak mieliśmy pozycje do rzutu, to nie baliśmy się z nich korzystać. Poza tym mam wrażenie, że my chyba bardziej chcieliśmy pokonać Zastal, niż oni nas. Nie wiem czy nas zlekceważyli, czy chodzi o coś innego, ale my byliśmy zaangażowani w grę od samego początku, a oni nie. No i oczywiście trzeba powiedzieć, że zagraliśmy bardzo dobrze w obronie i chyba to tak naprawdę było kluczowe.

A skąd taka dobra obrona? Wcześniej nie graliście tak skutecznej defensywy...

- Mecze wygrywa się obroną, a my przegraliśmy wcześniejsze dwa spotkania w bardzo wyraźny sposób i zaczęliśmy dociekać na treningach dlaczego tak się stało. Doszliśmy do wniosku, że szwankuje nam defensywa, a konkretnie pomoc w defensywie, która to wynika z braku odpowiedniego zaangażowania. Przeciwko Zastalowi natomiast od początku chcieliśmy bronić razem i sobie pomagać. Dobra obrona otwierała nam drogę do kosza w ataku i dzięki temu zbudowaliśmy dużą pewność siebie już w pierwszych minutach.

Możesz jakoś racjonalnie wytłumaczyć jak to możliwe, że jednego dnia graliście znakomitą obronę przeciwko Zastalowi, a wcześniej prezentowaliście się, jakbyście zupełnie nie wiedzieli o istnieniu takiego elementu?

- Nie dbam o przeszłość. Nie ma sensu martwić się tym, co już było i na co nie mamy wpływu.

Pamiętasz początek spotkania z Zastalem? Sytuację kiedy wszedłeś na parkiet?

- Tak, i co w związku z tym?

Fani gwizdali na ciebie. Jak się z tym czułeś?

- Nie przeszkadzało mi to, że na mnie gwiżdżą. To ich prawo i ich decyzja. Ja wyszedłem na parkiet grać w koszykówkę. Naprawdę, mówiąc zupełnie szczerze, nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałem, że mam wokół siebie moich kolegów z drużyny, który wierzyli we mnie i w to, że mogę pomóc Anwilowi.

Przez kilka minut fani gwizdali za każdym razem, gdy otrzymywałeś podanie. Nie przestawali nawet, gdy zanotowałeś przechwyt na połowie boiska i po chwili wymusiłeś faul rywala...

- Już powiedziałem, co miałem powiedzieć. Naprawdę, wyszedłem na parkiet z konkretnymi założenia, które miałem i chciałem zrealizować. Miałem do wykonania swoją pracę i nie interesowało mnie to, że na trybunach ktoś gwiżdże. Interesowały mnie tylko te rzeczy, które działy się na parkiecie, a to co poza nim, to już nie moja sprawa. Poza tym, wiedziałem, że moi koledzy potrzebują mojej dobrej gry i nie mogłem ich zawieść. Miałem do wykonania koszykarską robotę na parkiecie i nie martwiłem się tym, co było poza nim.

Czyli rozumiem, że nie interesowało cię także to, że w drugiej połowie meczu fani przestali odnosić się do ciebie negatywnie?

- Nie myślałem o tym podczas meczu. Byłem tak zaangażowany w grę, że nie zwróciłem na to uwagi.

Koszykarze często podkreślają w wywiadach, że grają przede wszystkim dla kibiców...

- Bo tak naprawdę jest. My rzeczywiście gramy dla ludzi, dla kibiców, ale to nie zmienia faktu, że podczas meczów jesteśmy skoncentrowani na sobie, na tym co mamy zagrać w danej akcji, a nie na tym, czy ktoś gwiżdże czy krzyczy czy robi coś innego. Możesz zapytać dowolnego koszykarza, każdy odpowie ci to samo. Przecież gdyby zawodnicy zwracali uwagę na to, co dzieje się poza parkietem, nie byłoby w ogóle zwycięstw na wyjazdach. A jednak zespoły potrafią wygrywać w nie swojej hali. Dlaczego? Dlatego, że właśnie nie zwracają uwagi na wydarzenia na trybunach. Oczywiście, słyszą gwizdy, buczenie, krzyki, ale to nie robi większej różnicy. Tak samo było w sobotę. Ja wyszedłem na parkiet z konkretnym zadaniem - wykonać swoją robotę.

I myślisz, że wykonałeś ją dobrze?

- Wygraliśmy mecz i to jest najbardziej istotne... (chwila zastanowienia) Oczywiście, że zagrałem przyzwoicie i oczywiście, mogę grać jeszcze lepiej, ale jakie to ma znaczenie? Kto będzie o tym pamiętał? Nikt. Ważne, że wygraliśmy jako zespół. To mnie interesowało przed spotkaniem i teraz się z tego cieszę.

Czy to było najlepsze spotkanie Anwilu odkąd dołączyłeś do drużyny?

- (dłuższa chwila milczenia) Nie jestem pewien czy najlepsze. Mieliśmy już kilka naprawdę udanych meczów odkąd zjawiłem się tutaj. Na pewno chyba było takim, w którym wiele rzeczy nam po prostu wyszło i współgrało ze sobą. Ale czy było najlepsze? Nie wiem, sam oceń.

Wszyscy teraz zastanawiają się nad jedną rzeczą - czy będziecie umieli utrzymać ten poziom koncentracji, zaangażowania i skuteczności w kolejnych meczach?

- Myślę, że to nie będzie łatwe, ale z drugiej strony - dlaczego miałoby się nie udać? Trenujemy naprawdę ciężko i jako zespół, i w pojedynkę, dużo spotykamy się na analizach, spotkaniach motywujących. Innymi słowy, robimy wszystko, by utrzymać dobry poziom koncentracji i dobrą formę pod względem sportowym. Jako zespół oczekujemy tylko i wyłącznie kolejnego zwycięstwa.

Nie sądzisz, że to zwycięstwo nad Zastalem może być swego rodzaju przełomem w waszej grze?

- Tak, bo to była naprawdę dobra gra i naprawdę dobra wygrana. Mieliśmy trochę ciśnienia przed meczem, wiedzieliśmy, że fani nie są zadowoleni z dwóch poprzednich, wysokich porażek i chcieliśmy tym meczem pokazać, że jeszcze nie powinno nas się skreślać. Jeszcze jest trochę miesięcy grania w koszykówkę, jeszcze jest kilkanaście ciężkich meczów do rozegrania i wygrania także... zobaczymy. Pocieszające jest to, że każdy zespół ma w sezonie taki okres, że kompletnie nic nie wychodzi. Wydaje się, że my mamy go już za sobą.

Przed wami kolejne wyzwanie - mecz z Energą Czarnymi Słupsk. Jak zamierzacie podejść do tego spotkania?

- Co masz na myśli?

W jaki sposób będziecie chcieli ich ograć? Skoncentrujecie się na zatrzymaniu Stanleya Burrella czy raczej pozwolicie mu grać w pojedynkę starając się ograniczyć innych koszykarzy?

- Nie wiem. Jeszcze nie analizowaliśmy tego meczu pod tym względem. Prawdopodobnie jednak i tak, kiedy pojawię się na parkiecie, będę oddelegowany do krycia Burrella, więc dla mnie najważniejszym punktem będzie dobra defensywa. On jest naprawdę dobrym koszykarzem, bardzo ruchliwym, bardzo zwinnym, nieźle rzuca z półdystansu. Myślę, że jeśli utrudnimy mu życie, nie pozwolimy oddawać rzutów z czystych pozycji, gra słupszczan straci na wartości.

Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, że masz opinię bardzo dobrego defensora. To efekt talentu czy ciężkiej pracy?

- Dobra defensywa bierze się chyba w pierwszej kolejności z tego, że coś bardzo, bardzo mocno chcesz osiągnąć. Myślę więc, że sporą rolę odgrywa tutaj czynnik psychologiczny. Ja po prostu nie lubię kiedy mój przeciwnik rzuca mi punkty sprzed nosa, mija mnie prostym zwodem i łatwo wchodzi na kosz. To kwestia dumy.

Przygotowujesz się jakoś specjalnie do meczów pod tym względem, że oglądasz może jakieś urywki meczów z udziałem najbliższego rywala, miksy najlepszych akcji, zwracasz uwagę na sposób, w jaki dany zawodnik lubi się poruszać?

- Tak, czasami robię coś takiego. Najczęściej oglądam jakieś urywki, najważniejsze akcje, choć w wielu przypadkach takie coś może raczej ogłupić niż pomóc. Najczęściej jednak staram się zapamiętać podstawowe ruchy mojego przeciwnika, czy na przykład po zwodzie w prawą stronę częściej decyduje się na wejście na kosz, a czy może po zwodzie w lewo zatrzymuje się i rzuca z dystansu? Cokolwiek, co może pomóc mi w trakcie meczu. Niemożliwe jest zupełne zneutralizowanie zawodnika, ale zawsze można kogoś ograniczyć.

Kończąc naszą rozmowę - jesteś usatysfakcjonowany rolą jaką odgrywasz w Anwilu?

- Tak, myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że jestem. Czuję, że wywieram swój wpływ na zespół, dokładam jakąś cząstkę, jakąś cegiełkę do tego muru.

I nie przeszkadza ci to, że nie grasz w pierwszej piątce?

- Czy ja wiem... Jestem doświadczonym graczem, w swojej karierze równie często grałem w pierwszej piątce, co wychodziłem na parkiet z ławki i w pewnym momencie zrozumiałem, że to nie ma większego znaczenia. W koszykówce liczą się zwycięstwa, a nie pierwszopiątkowe wyjścia. Krzysiek Szubarga jest naprawdę dobrym zawodnikiem, nie popełnia błędów i mam dla niego bardzo dużo szacunku.

Mam to rozumieć jako stwierdzenie, że po prostu nie musisz już nic nikomu udowadniać?

- Nie, to nie tak. Jeśli dochodzisz do wniosku, że nie musisz już nikomu nic udowadniać, to znaczy, że musisz przejść na emeryturę. Ja cały czas mam wrażenie, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Mam jeszcze co udowadniać, gdy jestem na parkiecie.

Źródło artykułu: