Każdy mecz jest wyzwaniem - rozmowa z Adamem Waczyńskim, zawodnikiem Trefla Sopot

Po niezwykle emocjonującym spotkaniu, gracze Karlisa Muiznieksa pokonali ekipę Zastalu Zielona Góra w sobotni wieczór 88:87. Jednym z ojców zwycięstwa był Adam Waczyński, który zdobył w tym meczu 14 punktów.

Karol Wasiek: Po raz pierwszy od dłuższego czasu w tygodniu przedmeczowym mieliście szansę trenować w pełnym zestawieniu. Nad jakimi elementami pracowaliście najmocniej?

Adam Waczyński: Utrzymywaliśmy przede wszystkim formę z ostatniego meczu. Wiedzieliśmy, że Zastal to w głównej mierze Walter Hodge. Jeśli się rozkręci to może być źle. No i tak się stało, daliśmy mu się rozkręcić, nawrzucał dużo punktów z półdystansu i mało brakowało, a wygrałby mecz.

Nie było z wami trenera Muiznieksa, który musiał udać się na Łotwę. Jak w roli pierwszego trenera spisał się dotychczasowy asystent - Audrius Prakuraitis?

- Trenowaliśmy w naszym normalnym systemie, nie robiliśmy nic ponad to, co robiliśmy z trenerem Muizinieksem. Graliśmy na treningach 5 na 5, rozgrywaliśmy przewagi i biegaliśmy. Oczywiście wszystko przeplatane i zakończone konkursami rzutowymi.

Mecz z Zastalem Zielona Góra na pewno nie był rozgrywany w takim stylu, do którego przyzwyczailiście kibiców. Gra obu drużyn bardzo falowała.

- To prawda, nie graliśmy równo i nie graliśmy przede wszystkim twardo. Zastal złapał wiatr w żagle i mimo, że przez większość meczu byliśmy lepsi, to oni grali lepiej w ostatniej kwarcie i byli blisko zwycięstwa. Dobrze, że się skończyło jak się skończyło. To zwycięstwo może być dla nas bezcenne w dalszej fazie bo oddalamy się od rywali.

Z czego wynikały te przestoje w grze Trefla Sopot?

- Myślę, że trochę brakowało nam koncentracji, mieliśmy problemy z faulami przez co nasza rotacja uległa zmianie. No i te straty, mam nadzieję, że już więcej tylu nie popełnimy.

A może Zastal zagrał tak, jak wy nie lubicie? Czyli bardzo siłowo, fizycznie.

- To nie jest tak, że nie lubimy. Zastal gra mocną obronę to prawda, ale należy pamiętać, że w ostatnich 17 meczach przegraliśmy tylko 2 razy. Sami możemy grać bardzo agresywnie, ale czasem liczy się też dyspozycja dnia i samopoczucie danego zawodnika. W pierwszej połowie Hodge i Archibeque trzymali wynik. W drugiej dołączyli się koledzy i było już ciężej. W porę jednak się obudziliśmy i wygraliśmy.

Nie jesteś już trochę znudzony, przemęczony obecnymi rozgrywkami?

- Nie jestem znudzony, bo teraz jest najciekawsza faza rozgrywek, coś czego jeszcze w Polsce nie było. Każdy kolejny mecz jest kolejnym wyzwaniem i kolejnym szczebelkiem w drabince w drodze na szczyt. Jesteśmy mocno zdeterminowani, żeby być na szczycie, dlatego nie ma mowy o zmęczeniu.

Pytam, dlatego, że było to już czwarte spotkanie pomiędzy Treflem Sopot a Zastalem Zielona Góra w tym sezonie. Z niektórymi drużynami możecie rozegrać około 10 meczów. To trochę nie za dużo?

- Rozgrywki są ustalone i tego nikt już nie zmieni. Czy zagramy z zespołem 2 razy, czy 10 nie ma żadnego znaczenia. Każdy zawodnik poznaje się tak samo, każdy ma taką samą szansę wygrać, każdy może rozszyfrować inne dominujące cechy zawodnika naprzeciw którego się staje. Trzeba być na to gotowym i na pewno dużą rolę w tym będzie miał nasz sztab szkoleniowy przygotowujący scouting.

Teraz przed wami rywalizacja z lokalnym rywalem - Asseco Prokomem Gdynia. Myślicie już o tej rywalizacji?
-

Na pewno wszyscy już myślami są na parkiecie w Gdyni i rozgrywają swój własny mecz. Jest to wyjątkowy mecz dla nas zawodników, ale także dla kibiców i zrobimy wszystko, żeby żółto czarnym sprawić tego dnia radość. Swoją drogą dzisiaj oglądałem pojedynek Turowa z Asseco i na pewno jest to silny i doświadczony zespół. Grają twardą i drużynową obronę, która po przechwytach albo zbiórkach dobrze przechodzi do szybkiego ataku. Trzeba być czujnym. Mimo, że to nie jest Asseco z poprzednich lat, to nadal są mocnym zespołem i będziemy się mieli na baczności.

Źródło artykułu: