W dotychczasowych siedmiu pojedynkach derbowych ani razu drużynie Trefla Sopot nie udało się pokonać Asseco Prokom Gdynia. W ekipie sopockiej panowała zatem wielka mobilizacja przed sobotnim spotkaniem. - Jesteśmy bardzo skoncentrowani i zdajemy sobie sprawę z tego, że czeka nas bardzo ciężka przeprawa. Jednocześnie jesteśmy dodatkowo zmotywowani tym, że gramy przeciwko drużynie Asseco. Będą to wielkie derby Trójmiasta. Na pewno chcemy się pokazać się z jak najlepszej strony, wygrać w Gdyni - mówił przed meczem Filip Dylewicz, kapitan Trefla Sopot.
Hala w Gdyni zapełniła się praktycznie do ostatniego miejsca. Spora ilość kibiców przybyła z Sopotu, która przez cały mecz mocno wspierała swoich ulubieńców.
Nerwowość z obu stron było widać od pierwszych minut spotkania. Żadnej z ekip nie udało się osiągnąć bezpiecznej przewagi. Z biegiem czasu coraz lepiej zaczęli prezentować się gdynianie, którzy po trójce Donatasa Motiejunasa objęli prowadzenie 10:8. Litwin później po raz kolejny trafił zza łuku, powiększając przewagę do sześciu oczek(15:9). Co więcej na nieszczęście sopocian, trzecie przewinienie popełnił Filip Dylewicz. Do dobrego poziomu Motiejunasa dostosował się także Przemysław Zamojski, który w samej pierwszej kwarcie uzyskał 12 punktów. Trzeba przyznać, że końcówka tej odsłony zdecydowanie należała do gospodarzy, którzy odjechali na 24:14. Aż dwadzieścia punktów uzyskał duet Motiejunas-Zamojski!
Sopocianie grali bardzo indywidualnie w ataku, w dodatku mieli spore problemy w obronie. Szeregi sopocian rozruszał nieco Jermaine Mallett, który zdobył pięć punktów z rzędu. Obie ekipy w tej części meczu bardzo mocno postawiły na rzuty dystansowe. W takiej grze lepiej odnaleźli gdynianie, którzy znów odskoczyli na bezpieczną przewagę. Warto zaznaczyć, że gracze Andrzeja Adamka bronili bardzo twardo, ale zarazem czysto. Sopocianie mieli wielkie problemy z przedarciem się pod kosz. Praktycznie bezużyteczny był Dylewicz, który nie trafiał do kosza oraz popełniał proste błędy.
Po punktach Łukasza Seweryna zrobiło się już 36:23 dla Asseco Prokomu Gdynia. Gospodarze w przeciwieństwie do sopocian grali zdecydowanie bardziej zespołowo. Fantastyczne zawody rozgrywał duet Motiejunas-Zamojski, który był całkowicie nie do zatrzymania dla sopockiej defensywy. Ten pierwszy bez żadnych problemów ogrywał Dylewicza, który miał na koncie trzy przewinienia.
Co ciekawe w pierwszej połowie tylko przez pięć minut występował Jerel Blassingame, jeden z liderów gdyńskiej ekipy. Jednakże Amerykanin jakoś nie mógł złapać odpowiedniego rytmu, w dodatku zaraz po przerwie złapał przewinienie niesportowe. Sopocianie za sprawą Łukasza Koszarka nie wykorzystali jednak szansy na zmniejszenie strat. W sporcie najbardziej bolą niewykorzystane szanse, o czym przekonali się gracze Karlisa Muiznieksa. Po punktach Motiejunasa i Blassingame’a, gdynianie odjechali na szesnaście punktów przewagi (55:39).
Gracze z Sopotu byli w tym meczu kompletnie bezradni. Trefl podeszli do spotkania zbyt emocjonalnie, co było widać na parkiecie. Gdynianie niczym stary, rutynowany mistrz punktował rywala. Już przed początkiem czwarty kwarty było wiadomo, że ósmą wygraną w derbach odniesie Asseco Prokom Gdynia.
Asseco Prokom Gdynia - Trefl Sopot 81:61 (24:14, 18:21, 27:12, 12:14)
Asseco Prokom: Motiejunas 24, Zamojski 19, Seweryn 11, Szczotka 8, Dmitriew 7, Hrycaniuk 5, Blassingame 3, Łapeta 2, Day 2, Witka 0, Frasunkiewicz 0, Kuebler 0.
Trefl: Turek 13, Wiśniewski 11, Waczyński 11, Mallett 8, Stefański 6, Cummings 4, Dylewicz 4, Koszarek 4, Kuzminskas 0.