Adam Popek: W ostatnim pojedynku grupowym jaki stoczyłyście z Ros Casares różnica między oboma zespołami była ogromna. Wiele osób liczyło co prawda, że Hiszpanki podejdą do tego meczu zbyt pewne siebie, ale tak się nie stało.
Milka Bjelica: To jest klub, który w każdym calu powinien być wzorem dla reszty stawki. Dysponuje niezwykle szerokim i wyrównanym składem, a ponadto jest świetnie poukładany organizacyjnie. Dla mnie jest on faworytem do wygrania tej edycji Euroligi, więc nie ma się co dziwić, że byłyśmy gorsze. Przeciwniczki wiele zyskały dzięki świetnym warunkom fizycznym. Były bardzo silne i w tym względzie nad nami dominowały. Generalnie trzeba sobie jasno powiedzieć, że zaprezentowały poziom jeszcze dla Białej Gwiazdy nieosiągalny. Braki mogłyśmy próbować nadrobić grą zespołową, ale na tym turnieju wciąż jej nie zaprezentowałyśmy. A przecież trudno znaleźć u nas inną tak mocną stronę. Cóż w związku z tym powiedzieć. Mamy nieco ponad 24 godziny na to, by coś w sobie zmienić i spróbować powalczyć w meczu o siódme miejsce. Jesteśmy za słabe na Ros Casares, lecz kogo innego jesteśmy w stanie pokonać. W pojedynkach z rosyjskimi teamami byłyśmy naprawdę blisko sukcesu, więc miejmy to na uwadze.
W piątkowe popołudnie trudno było mówić o jakichkolwiek szansach.
- W zasadzie ich nie było. Rywalki miały w swoich szeregach pięć bardzo silnych zawodniczek, które zadecydowały o losach rywalizacji. Pozostałym oczywiście też nie odmawiam klasy. One są stworzone do występowania na tego typu turniejach. U nas tego czynnika nie ma. Zaledwie część koszykarek Wisły miała dotąd styczność z podobnym wyzwaniem i ten brak doświadczenia pewnie też dał o sobie znać.
Momentami sprawiałyście wrażenie, jakby uszło z was powietrze.
- Myślę, że było to efektem słabej postawy. Doskonale zdajemy sobie bowiem sprawę, iż mamy znacznie większe możliwości, a jednak póki co nie zdołałyśmy ich wykrzesać. Po czymś takim pojawia się wewnętrzna frustracja oraz niemoc przełamania pewnych granic. Każda chce dać z siebie jak najwięcej i po nieudanym pojedynku spotyka ją wielki zawód. Poza tym, nie możemy zapominać, że to kolektyw jest najważniejszą częścią tej całej układanki. Co z tego, że jednostka pokaże się z dobrej strony, skoro ogólny rezultat jest niekorzystny. Tylko w momencie sukcesu można mówić o udanym występie.
Mimo to, jak już wspomniałaś dwukrotnie byłyście blisko powodzenia.
- Z boku można w ten sposób analizować, ale prawda jest taka, że wystąpiła zbyt duża motywacja oraz chyba za szybko uwierzyłyśmy w możliwość wygranej. Mam tu na myśli konfrontację ze Spartakiem, kiedy było to doskonale widoczne. Zanim pojawiły się problemy faktycznie byłyśmy w niezłym położeniu i wszystko stało przed nami otworem. Takie jest jednak życie. Jednego dnia walczysz o mistrzostwo, innego o ostatnie miejsce. Najważniejsze jednak by zawsze podjąć rękawice.
Jeszcze przed rozpoczęciem FinalEight generalnie nikt nie wymagał od was cudów, ale przypuszczam, że z każdym dniem jesteście coraz bardziej zawiedzione.
- My same oczekiwałyśmy od siebie znacznie więcej i wcale nie bezpodstawnie. W tym sezonie mierzyłyśmy się już przecież z silnymi oponentami, potrafiłyśmy z nimi wygrywać, także sądziłyśmy, iż coś zdołamy ugrać. Ostatnie dni pokazały niestety, że wciąż nie jesteśmy gotowe na takie wyzwania. W sporcie bowiem liczą się tylko zwycięzcy.
Sprawy nie ułatwiła strasznie trudna grupa.
- Oczywiście. Wiadomo, że stojąc naprzeciw samych potentatów trudniej jest o cokolwiek. Ros Casares czy ekipy z Rosji to przecież absolutna czołówka kontynentu. Te kluby co roku biją się o wielką stawkę i dla nich taka rywalizacja nie jest niczym wyjątkowym. Pod względem gospodarczym też są potęgą. Budżet UMMC wynosi czterdzieści albo więcej milionów dolarów, więc chyba nie trzeba dodawać nic więcej. Hiszpanki natomiast są tak silne personalnie, że mogą spróbować sił w lidze męskiej…
Teraz pozostaje wam postarać się, by Wisła nie była ostatnia w całym turnieju.
- Tak i w niedzielę jak zwykle wyjdziemy na parkiet myślą o wygranej. Pomimo przeciwności. Nie ważne czy grasz z kolegami pod blokiem czy w FinalEight, celem powinno być zgarnięcie pełnej puli. Oczywiście różnie z jego osiągnięciem bywa, lecz trzeba do niego dążyć.
W twoim przypadku pocieszeniem jest to, że po dwóch słabych spotkaniach zagrałaś nieco lepiej.
- Rzuciłam więcej punktów, ale czy można mówić o progresie? To nie jest wymiernikiem. Przecież poszczególne zawodniczki nie muszą w ogóle oddawać rzutów tylko w międzyczasie wykonywać na boisku mnóstwo pożytecznej pracy w obronie czy przy zbiórkach. Analizując poczynania naszego zespołu widać, że często różne koszykarki brylują w klasyfikacji zdobytych "oczek" i nie można umniejszać roli tych mniej skutecznych. Tutaj większy komfort ma team z Valencii, w przypadku którego każda jest w stanie "dziurawić" kosz. Niemniej w ostatnim meczu też spróbujemy wydobyć z siebie maksimum.
Wbrew niepowodzeniom możecie się tu też wiele nauczyć.
- Jasne i również w ten sposób staram się myśleć. Przekonałyśmy się ile nam brakuje i w przyszłości warto pomyśleć o tym, by na co dzień pracować jeszcze ciężej. Tylko dzięki temu możemy zrobić krok do przodu i dorównać przeciwniczkom w walce fizycznej.
Oby zatem te porażki was wzmocniły w kontekście o mistrzostwo Polski.
- Na pewno w dużym stopniu pomogą.
Dziś grasz o mistrzostwo, jutro o ostanie miejsce - rozmowa z Milką Bjelicą
Na zakończenie rywalizacji grupowej w FinalEight Euroligi kobiet Wisła Kraków wysoko przegrała z Ros Casares Valencia. O spostrzeżeniach dotyczących pierwszej rundy tureckiego turnieju, popełnianych błędach i powodach porażek opowiada Milka Bjelica, która po dwóch słabych meczach w końcu się przełamała.
Źródło artykułu: