Krzysztof Szablowski: Byliśmy w niemocy

Do przerwy wszystko szło po myśli trenera Krzysztofa Szablowskiego. Szkoleniowiec Anwilu Włocławek mógł być zadowolony z postawy swoich koszykarzy, którzy prowadzili z Treflem Sopot i jedną nogą byli zwycięzcami meczu. Po zmianie stron gospodarze zdobyli jednak tylko 18 oczek i ostatecznie przegrali 54:67, więc opiekun Anwilu nie mógł mieć powodów do radości.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Do przerwy, a nawet trochę dłużej bowiem do 24. minuty środowego spotkania, wszystko szło po myśli trenera Krzysztofa Szablowskiego. Dobrze tempo gry kontrolował Krzysztof Szubarga, jednocześnie totalnie neutralizując poczynania Łukasza Koszarka (tylko dwa punkty i cztery straty do przerwy), pod koszem Seid Hajrić dawał radę przeciwko Johnowi Turkowi, zaś impuls w ataku dał 11 punktami z rzędu Lawrence Kinnard. Tym samym Anwil prowadził po dwóch kwartach 36:28, a w połowie trzeciej odsłony 40:28.

Katastrofa rozpoczęła się jednak wraz z wprowadzeniem obrony strefowej przez sopocian. Do końca trzeciej kwarty włocławianie zdobyli jeszcze tylko dwa punkty, a Trefl - 18. - Sześć punktów mojego zespołu w trzeciej kwarcie napompowało drużynę Trefla, a z nas spuściło powietrze. Wyglądaliśmy, jakbyśmy nie mieli żadnych zagrywek przeciwko strefie, choć przecież mamy takie zagrywki, tyle że one kompletnie nie zafunkcjonowały - tłumaczy Szablowski.

Na przedmeczowy plan trenera Anwilu z pewnością wpłynęła sytuacja z dnia spotkania. Kilka godzin przed starciem 36-letni szkoleniowiec dowiedział się, że nie będzie mógł skorzystać z usług Dardana Berishy, który zachorował. - Byliśmy przygotowani na strefę Trefla, dlatego że taki sami system oni stosowali w pierwszym meczu w fazie szóstek. Niestety w ostatniej chwili wypadł nam ze składu Dardan, którego występ przeciwko tego typu obronie mógł okazać się kluczowy - opowiada Szablowski, dodając - Trefl wiedział, że nie mamy strzelca zza łuku, więc ryzykował zagęszczenie pola trzech sekund. Gdybyśmy trafili może jeden-dwa rzuty z daleka, byłoby inaczej. Jednak brak Berishy ograniczył nasze możliwości strzeleckie.

Po kilku trafieniach Łukasza Koszarka i Łukasza Wiśniewskiego Trefl prowadził po trzech kwartach 46:42, ale wówczas ostatni promyk nadziei dał Anwilowi Kinnard. Amerykanin najpierw trafił za dwa, a następnie asystował do Hajricia, który wyrównał stan meczu. - Lawrence miał bardzo przyzwoity dzień, w drugiej połowie nie trafił kilku rzutów, ale bardzo dobrze otwierał się na pozycji high post i generalnie czuł grę - komplementował swojego gracza trener Szablowski. Kilka chwil po tej sytuacji postanowił zmienić go jednak Nickiem Lewisem, który niewiele wniósł do gry.

Po ostatniej syrenie trener Anwilu potrafił uderzyć się w pierś i przyznać, że być może ta decyzja nie należała do najlepszych - Nie pamiętam już dokładnie przebiegu meczu, nie pamiętam także jak to wszystko się potoczyło, że zdjąłem Lawrence’a, ale może być tak, że po prostu skorzystałem z jego usług w mniejszym wymiarze czasowym niż powinienem. Być może też za późno włączyłem Nicka do gry. Cóż, na pewno obejrzę ten mecz jeszcze raz przykładając uwagę do rotacji - stwierdził opiekun włocławian.

Anwil próbował ratować sytuację jeszcze w czwartej kwarcie, ale między 31. a 37. minutą sopocianie zanotowali run 17:0 i losy spotkania zostały rozstrzygnięte. - To był totalny bałagan z naszej strony. Byliśmy w niemocy, a Trefl grał swoją koszykówkę. Brakowało nam właśnie kilku rzutów na przełamanie. Próbowaliśmy grać trochę do kosza, ale skuteczność nie była najlepsza - uznał Szablowski, a potwierdzeniem jego słów są statystyki - tylko 17/50 za dwa oraz 4/14 za trzy.

Koszykarze Anwilu nie mają jednak czasu na zamartwianie się. Już w piątek wyjeżdżają do Zielonej Góry by w sobotę stoczyć mecz z Zastalem, który do tego starcia na pewno podejdzie podwójnie, jak nie potrójnie zmotywowany. Po pierwsze, bo ostatnio przegrał z Asseco Prokomem Gdynia (69:77), a po drugie, bo kilka tygodni temu zebrał lanie od Anwilu w Hali Mistrzów (72:88). - Kluczową sprawą na chwilę obecną jest odbudowanie wiary, że nasz system przeciwko strefie może funkcjonować. Nie wiem, być może zdecydujemy się na jedną-dwie małe zmiany, żeby to wychodziło lepiej. Na pewno do meczu z Zastalem przygotujemy się bardzo solidnie - kończy swoją wypowiedź Szablowski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×