Radomianie bardzo długo i solidnie przygotowywali się do rywalizacji z podopiecznymi Dariusza Kaszowskiego. - Odkąd wiedzieliśmy, że będziemy w parze z Sokołem Łańcut, to od tego czasu ciężko przygotowywaliśmy się do tych meczów - podkreśla Mariusz Karol. Uczulał zawodników, aby nie ulegali głosom z zewnątrz. - Mówiłem zawodnikom, aby nie ulegali tej otoczce, bo wielu ludzi mówiło, że po słabych meczach Sokół już nie jest tą samą drużyną, co na początku. Taśmy, które oglądaliśmy, pokazały, że to nieprawda - wyjaśnia.
Satysfakcja i samozadowolenie zawodników Rosy jest tym większe, iż już od bardzo dawna trenowali pod kątem fazy play-off. - Cieszy to, że dyspozycja jest coraz lepsza, trenowaliśmy ciężko przez kilka miesięcy i właśnie teraz ma to przynosić efekty - stwierdza Piotr Kardaś, kapitan drużyny.
Łańcucianie mogli być wyżej w tabeli, gdyby nie słabsza końcówka rundy zasadniczej i, zdaniem opiekuna Rosy, brak szczęścia. - Jeśliby wygrali jedno spotkanie, to byliby na drugim miejscu. Tyle ich dzieliło - przypomina szkoleniowiec radomian. W ciepłych słowach wypowiada się o rywalu. - Jest to bardzo mocna i bardzo wymagająca drużyna, która jest bardzo dobrze ustawiona taktycznie i zgrana ze sobą. Pomimo tego, że w obu meczach mieliśmy przewagę - w pierwszym spotkaniu prowadziliśmy przez 37 minut, w drugim przez 29 - to nie było to prowadzenie, które dawałoby nam pełny komfort i spokój - zaznacza Mariusz Karol.
Jego podopieczni praktycznie ani przez moment nie mogli sobie pozwolić na chwilę luzu. - Rywal cały czas był za naszymi plecami, ponieważ przewaga oscylowała wokół sześciu, dziesięciu punktów. Dopiero końcówki meczów uwidoczniły naszą przewagę, dlatego bardzo cieszymy się z tych wygranych. Jestem zadowolony z postawy drużyny - nie ukrywa. Trener zauważa braki kadrowe w ekipie Sokoła, lecz dodaje po chwili: - My też mamy swoje problemy. Nie będę może się w to wdawał, ale również jesteśmy osłabieni i nie gramy pełnym składem.