Nie będziemy spięci - rozmowa z Filipem Dylewiczem, kapitanem Trefla Sopot

W dotychczasowych spotkaniach pomiędzy Treflem Sopot a Asseco Prokomem Gdynia, lepsi zdecydowanie są ci drudzy. Obecni mistrzowie Polski wygrali wszystkie dziewięć spotkań. Teraz, jak zapowiada kapitan sopocian - Filip Dylewicz ma to się zmienić.

Karol Wasiek: Co według ciebie zadecydowało o dwóch zwycięstwach Trefla Sopot w Zgorzelcu?

Filip Dylewicz: Przede wszystkim bardzo dobra obrona strefowa, na którą Turów nie miał absolutnej żadnej odpowiedzi. To nam bardzo pomogło w odniesieniu dwóch zwycięstw. W drugim meczu mieliśmy znakomitą skuteczność i życzyłbym sobie i kolegom, żeby powtórzyła się w meczach finałowych. Bardzo chcieliśmy wygrać, było widać chemię w zespole.

Przed wami upragniony finał z Asseco Prokomem Gdynia. Co będzie kluczem do wygrania tej serii? 
-

Kluczem będzie z pewnością zapomnienie o wszystkich rozegranych wcześniej spotkaniach. Wszyscy kibice w Gdyni będą starali się wypomnieć, że jest 9:0. Sezon zasadniczy jest już przeszłością. Pokazaliśmy w Ergo Arenie, że jesteśmy w stanie z nimi walczyć jak równy z równym, mimo krótszej ławki rezerwowych. Co trzeba, żeby ich ograć? Trzeba grać na pewno bardzo dobrze w obronie, nie można grać miękko przeciwko tej drużynie, ponieważ Asseco Prokom reprezentuje bardzo twardą i agresywną obronę. Myślę, że te spotkania zapowiadają bardzo ciekawie, spotykają się dwa najlepsze zespoły w tym sezonie.

A może kluczem do wygranej będzie zmiana mentalnościowa w waszej drużynie. Wy już tak naprawdę osiągnęliście swój cel, a oni wciąż mają tzw. "nieskończoną robotę". 

- No tak. Rzeczywiście w tym sezonie osiągnęliśmy naprawdę sporo. Wszyscy możemy być szczęśliwi i zadowoleni. Cały czas byliśmy w czubie tabeli, utrzymując formę przez długi czas, do półfinałów. W finałach ten los psychiczny, komfort i brak presji może spowodować, że w tych spotkaniach nie będzie aż tak bardzo spięci, jak w poprzednich meczach. Grając w finałach nie możemy podejść jednak z taką myślą, że zrobiliśmy wszystko. Pracowaliśmy dziewięć miesięcy na to, żeby zagrać w finale i na pewno nie poddamy się bez walki.

Przed tobą bardzo trudne zadanie - powstrzymać Donatasa Motiejunasa. Masz może plan, jak go zatrzymać?

- Szczerze mówiąc to nie. Donatas pokazał w tym sezonie, że wiele zespołów próbowało go zatrzymać, ale się nie udawało. Prawda jest taka, że to on sam musi siebie powstrzymać, bo w Polsce na jego pozycji nie ma zawodnika, który by go zatrzymał. Asseco Prokom to nie tylko Motiejunas i Blassingame'a, ale także inni zawodnicy, którzy wnoszą bardzo dużo do zespołu.

Czy po awansie do finału było jakieś małe świętowanie w drużynie? Czy raczej pełna koncentracja i oczekiwanie na starcie z Asseco Prokomem?

- Ciężko jest celebrować awans do finałów, jadąc 10 godzin do domu ze Zgorzelca. Spotkaliśmy się wszyscy razem później w Sopocie. Atmosfera spotkania była bardzo fajna, cieszymy się ogromnie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to jeszcze nie koniec sezonu. Czeka nas na kilka bardzo ciężkich spotkań. 2-3 najbliższe tygodnie będą bardzo intensywne, później będzie czas na zabawę i ewentualne świętowanie.

Taki finał to chyba idealny sposób na promocję koszykówki w Polsce?

- No tak. Na pewno cieszy bardzo, że to dwie drużyny trójmiejskie drużyny spotkają się w finale. Warto zwrócić uwagę na fakt, że podczas sezonu zasadniczego, podczas starcia derbowego nasza hala była zajęta, co wpływa nie tylko na nas - koszykarzy. To wpływa na rozwój koszykówki w Polsce, obrazuje, że trójmiejscy kibice są głodni takich rywalizacji.

Komentarze (0)