Karol Wasiek: Czujecie już zmęczenie w nogach, czy w trakcie takich meczów się o tym nie myśli?
Łukasz Koszarek: Nie myśleliśmy o tym, jechaliśmy na fali entuzjazmu. Myśleliśmy bardziej o publiczności, która dzisiaj dopisała. Nasi kibice byli fantastyczni, najlepsze widowisko w tym sezonie. Z drugiej strony, zmęczenie jest na pewno, ale Asseco też jest zmęczone. Nikt nie szuka tutaj wymówek i trzeba być teraz gotowym na siódme spotkanie.
O takich spotkaniach mówi się, że są to tzw. "game of runs", czyli to prowadzenie przechodziło z jednej strony na drugą. Z czego to wynikało?
- Myślę, że każdy z nas łapie to tzw. momentum. Ma kilka dobrych minut i próbuje to wykorzystać. W zasadzie każdy każdego bardzo dobrze zna. My znamy ich zagrywki, a oni znają nasze. Niczego tutaj nie wymyślimy nowego.
A czy ta nierówna gra nie była przypadkiem wynikiem nerwowości?
- Myślę, że nie. Znamy się na tyle, że nie można o tym mówić. Byliśmy bardzo skoncentrowani i czasem jest tak, że po prostu nie trafiamy. To jest koszykówka. Musimy być w tych czarnych minutach najbardziej skoncentrowani, nie popełniać głupich strat i grać przede wszystkim dobrą obronę.
Asseco prowadziło już trzynastoma punktami, co wówczas siedziało w waszych głowach? Jakie były nastroje na ławce?
- Było jeszcze dużo minut, Filip Dylewicz nas pociągnął trójkami, dał nam "drugie życie". Wtedy, jak już złapaliśmy dobry rytm to wiedzieliśmy, że tego nie przegramy.
Filip Dylewicz bohaterem spotkania to na pewno. Trochę brakowało go we wcześniejszych pojedynkach.
- Jego trójki pomogły wrócić do gry, co pozwoliło nam wrócić do gry. Cieszę się, że Filip wrócił do formy.
We wcześniejszych pojedynkach Dylewicz był nieco słabszy od Donatasa Motiejunasa, ale dzisiaj był zdecydowanie lepszy. Pokazał, że wciąż może grać na świetnym poziomie.
- Donatas ma naprawdę wielki talent, jesteśmy skoncentrowani na tym, że pomagać Filipowi w obronie. To są dwaj różni zawodnicy i nie ma, co ich porównywać. Każdy daje zespołowi tyle ile może. Dzisiaj Filip absolutnie był naszym kluczowym zawodnikiem.
Dzisiejszy pana występ był bardzo podobny do tego, jaki zaliczył Rajon Rondo w nocy przeciwko Miami Heat. On miał 15 punktów i 15 asyst, a Pan 14 oczek i 16 asyst.
- Trochę mi do niego brakuje (śmiech). Rozgrywający żyją ze skuteczności innych graczy. Cieszę, że koledzy trafiali. Ja starałem się kreować im jak najlepsze pozycje.
Co trzeba zrobić w tym ostatnim spotkaniu? Mówi się, że ten siódmy mecz to prawdziwe starcie dla weteranów.
- No tak, ja jeszcze nie grałem w siódmym meczu. Będzie na pewno inna mentalność, presja. Moim zdaniem, kluczem będzie trzymać się jak najbliżej Asseco. Presja będzie po ich stronie, te szampany mrożą się już bardzo długo.