Kilkadziesiąt godzin wcześniej LeBron James był w ogniu krytyki. Zanotował ośmiominutowy okres bez zdobycia punktów w czwartej kwarcie a w najważniejszej akcji nie upilnował Paula Pierce'a, który trafił zwycięski rzut dla Celtów. MVP sezonu zasadniczego rozegrał jednak fantastyczne zawody w czwartek i udowodnił, że w kluczowych momentach można na niego liczyć. To głównie dzięki niemu ekipa z Florydy doprowadziła do siódmego, decydującego spotkania, które rozegrane zostanie w ich własnej hali.
Fenomenalna była szczególnie pierwsza połowa w wykonaniu Jamesa. Zdobył wówczas 30 punktów przy skuteczności 12/14 z gry! W sumie uzbierał 45 oczek (19/26 z gry), 15 zbiórek i pięć asyst. Na parkiecie spędził aż 45 minut.
- Był niesamowity. Jeszcze go nie widziałem żeby tak dobrze wszedł w grę - przyznał Dwyane Wade, który dołożył 17 punktów dla gości.
Pierwsze dwie kwarty ustawiły losy pojedynku. Żar szybko odskoczył na kilkanaście punktów przewagi i kontrolował wydarzenia. W ekipie gospodarzy jedynie Rajon Rondo grał na wysokim poziomie, zdobywając 19 oczek do przerwy.
Po przerwie Miami odskoczyło na 17 punktów przewagi i nie pozwalało Celtom zmniejszyć deficytu. Słabszy zanotował Kevin Garnett, a kompletnie zawiódł bohater szóstego meczu - Paul Pierce. "The Truth" chybił 13 z 16 prób z gry i zapisał na swoim koncie ledwo dziewięć oczek.
- Teraz już chyba nikt nie ma wątpliwości, że LeBron potrafi grać wielkie mecze. Zagrał bardzo dobrze, więc możemy to włożyć między książki i skoncentrować się na meczu numer siedem - powiedział Doc Rivers, szkoleniowiec C's.
Mecz numer siedem w sobotę w Miami.
Boston Celtics - Miami Heat 79:98 (16:26, 26:29, 19:19, 18:24)
(R. Rondo 21 (10 as), K. Garnett 12, B. Bass 12 - L. James 45 (15 zb), D. Wade 17, M. Chalmers 9)
Stan rywalizacji: 3:3