W połowie lipca po raz pierwszy zebrała się tego lata reprezentacja narodowa pod wodzą trenera Alesa Pipana, by przygotować się do eliminacji do przyszłorocznego EuroBasketu, który odbędzie się na Słowenii. W grze zawodników widać zmęczenie ciężkim sezonem oraz cyklem przygotowawczym - w końcówce pierwszego spotkania Sopot Basket Cup ten fakt wykorzystali Czarnogórcy i wygrali mecz 75:69.
- Od kilku tygodni nie robimy właściwie nic poza trenowaniem i rozgrywaniem meczów sparingowych. Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak narzekanie, ale zdecydowanie czujemy to w kościach i to chyba było widoczne w naszej grze - tłumaczył Dardan Berisha, choć on akurat miał czas na regenerację. Jego Anwil Włocławek zakończył przecież poprzedni sezon już pod koniec kwietnia.
Niemniej, ton piątkowemu spotkaniu od samego początku nadawali podopieczni Luki Pavicevicia. Bardzo dobrze wydarzenia na parkiecie kontrolował naturalizowany rozgrywający Taylor Rochestie, a punktowali Bojan Dubiljević oraz Vladimir Dasić. Gospodarze zaczęli grać skutecznie dopiero wraz z wejściem na parkiet rezerwowych w drugiej kwarcie. - Ten mecz od początku nie układał się po naszej myśli, ale uważam, że daliśmy z siebie naprawdę dużo. Cały czas staraliśmy się gonić rywala, ale w pewnym momencie zawiodła skuteczność - stwierdził Berisha.
Problemy ze skutecznością miała tego dnia aż dziewiątka koszykarzy. Gdyby nie Marcin Gortat (27 punktów przy skuteczności 11/13 z gry) oraz Łukasz Koszarek (19 i 7/11), Polska już do przerwy przegrywałaby różnicą około 20 oczek. - Brak wsparcia dla naszych liderów, Marcina i Łukasza, być aż nadto widoczny. Myślę, że bardzo mocno musimy popracować nad tym elementem, bo taka sytuacja nie ma prawa zdarzyć się w eliminacjach. Nie wygramy ich grając jedynie dwoma-trzema zawodnikami w ataku. Musi zagrać cały zespół - uznał były zawodnik Anwilu, który sam zakończył spotkanie z dorobkiem tylko ośmiu (3/9 z gry) punktów.
- Gra na Marcina nie była naszym założeniem. Chcieliśmy grać bardziej zespołowo, ale okazało się, że on jest w gazie, więc staraliśmy się jak najwięcej piłek kierować do niego. Skończyło się to tym, że spisał się świetnie, ale pod koniec meczu był zmęczony - wyjaśniał Berisha.
Jednocześnie jednak, warto wspomnieć, że inny rodzaj systemu gry Polakom uniemożliwili Czarnogórcy. Ruchliwi na obwodzie, często podwajający, wręcz wymuszali grę Polaków bliżej kosza. Sami jednocześnie starali się grać w ataku bardzo różnorodnie - stąd trafili aż 10 trójek i tylko 15 rzutów za dwa. - Czarnogóra to nie jest słaby zespół. Oni są bardzo wszechstronni i cieszę się, że się z nimi zmierzyliśmy. Oni unaocznili nam nasze błędy. Chociażby to, że jeśli gramy przeciwko zespołowi, który umie rzucić z daleka, musimy inaczej bronić - tłumaczył Berisha.
Mimo porażki, 24-letni rzucający uczulał dziennikarzy i ekspertów przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków. - Cały czas bardzo mocno trenujemy a szczyt formy ma przyjść na eliminacje. Dzisiaj się nie udało, ale nie ma co rozpaczać. Jutro mamy kolejny mecz i postaramy się nie powielić tych samych błędów. Ponadto, bardzo istotne jest to, że nie graliśmy pełnym składem i jednocześnie bardzo mało prawdopodobne jest, byśmy w po raz drugi mieli zagrać na tak słabej skuteczności praktycznie całym zespołem. Zagraliśmy słabo, ale nie ma co rozpaczać - zakończył reprezentant Polski.