W sobotnie południe Spójnia Stargard Szczeciński zamknęła cykl gier kontrolnych. - Ten sparing pokazuje, w którym miejscu jesteśmy - twierdzi trener Tadeusz Aleksandrowicz. Jego zespół wysoko pokonał AZS Politechnikę Big-Plus Poznań. Pierwsza kwarta nie nastrajała jednak optymistycznie miejscowych kibiców.
- Można powiedzieć, że na początku był znak zapytania. Pogubiliśmy się przy ich szybkości, agresji i podwajaniu. Wychodziliśmy nie w tempo. Później jednak przekładało się to, że jesteśmy pewnie w mocniejszym treningu niż oni. Zaczęło się to wyrównywać i powoli odrobiliśmy straty, a następnie uzyskaliśmy wyraźną przewagę - opisuje szkoleniowiec.
Zespół z Pomorza Zachodniego w trzech kolejnych kwartach zaprezentował równą i wysoką formę. W starciu z silniejszym przeciwnikiem słabsze dziesięć minut może jednak zadecydować o porażce. Trudno, zatem jednoznacznie i z pełnym przekonaniem odpowiedzieć na pytanie o dyspozycję stargardzkich zawodników. - Pytanie jest takie, czy na początek ligi zdążymy z pełną szybkością i świeżością. W końcówce byliśmy szybsi niż przeciwnik. Nie wiemy, czy nasza ciężka praca już zaprocentuje, czy na tą formę będziemy czekać trochę dłużej. Wiele elementów w zespole jest również niezgranych - przyznaje Aleksandrowicz, który dostrzega mankamenty pojawiające się w grze.
Najtrudniejsze chwile już chyba jednak za Spójnią. Sporym zaskoczeniem po dobrym turnieju przed własną publicznością była dyspozycja z Brzegu Dolnego, gdzie podopieczni Aleksandrowicza ponieśli dwie wysokie porażki i dopiero w trzecim dniu pokazali się z lepszej strony. - Już to sobie wyjaśniliśmy. Byliśmy po prostu za wolni. Graliśmy tak całe mecze, jak pierwszą kwartę w sobotnim spotkaniu. Dawaliśmy się zaskoczyć. Były nieporozumienia i brakowało szybkości. Trochę po dobrym turnieju we własnej hali, w którym przez moment złapaliśmy optymalną formę przyszło uspokojenie. Wydawało się, że wszystko przyjdzie łatwiej - wyjaśnia nasz rozmówca.