Męczarnie mistrza - relacja z meczu Wisła Kraków - Matizol Lider Pruszków

W środowy wieczór po nadspodziewanie wyrównanym meczu Biała Gwiazda pokonała pruszkowską ekipę 62:58. Zaprezentowany styl pozostawia jednak wiele do życzenia.

Początkowo obie strony nie mogły się wstrzelić w kosz. Wiślaczki niby chciały zaznaczyć przewagę, ale niewiele z tego wynikało. Dopiero imponująca od początku okresu przygotowawczego formą Katarzyna Krężel przymierzyła za trzy i otworzyła wynik spotkania. Matizol Lider w międzyczasie próbował oprzeć swoje poczynania o szybką Sydney Colson. Amerykanka pewnie czuła się w rozegraniu i sprawiała trochę problemów rywalkom. Gdy do jej tempa dopasowały się koleżanki, miejscowe straciły inicjatywę. Co więcej, same nie były w stanie odpowiedzieć, gdyż wciąż seryjnie pudłowały rzuty. Efektem tego przyjezdne prowadziły 9:5 i kibice zgromadzeni w hali przy Reymonta okazywali zdenerwowanie.

Wśród mistrzyń Polski znów słabo funkcjonował element zbiórki. Z pewnością więcej można było oczekiwać od Dory Horti, która obecnie pełni rolę podstawowego centra. Węgierka przegrywała w bezpośredniej walce o górne piłki z koszykarkami z Mazowsza, a dodatkowo zbyt wolno wypracowywała sobie pozycje w polu trzech sekund.

Ożywienie nastąpiło po wejściu na parkiet Cristiny Ouvina. Hiszpanka okazałą się jokerem w talii trenera Jose Ignacio Hernandeza. Wniosła sporo świeżości w poczynania swojego teamu, rozpoczynając liczne kontry oraz ogólnie przyspieszając wszelkie zagrywki. Dzięki temu efektywniejsze zaczęły być pozostałe dziewczyny, jak Anke De Mondt czy nawet wspomniana Horti.

Podopieczne Adama Prabuckiego trzymały się za sprawą "trójek" Agnieszki Kaczmarczyk i Pauliny Rozwadowskiej. Zresztą jeszcze na półmetku drugiej kwarty przegrywały jedynie 19:23. Tyle, że chwilę później różnica zrobiła się bardziej wyraźna. Coraz agresywniejsza obrona złotego medalisty FGE zniwelowała atuty oponenta, który w takich realiach nie odnalazł się zbyt łatwo i długą przerwę spędził ze stratą 7 "oczek".

Paradoksalnie jednak po ponownym wyjściu na boisko faworytki konfrontacji nie poszły za ciosem. Znów zanotowały impas niczym w pierwszych fragmentach i to Matizol nadawał ton wydarzeniom. Notabene potrzebował zaledwie czterech minut by ponownie wyrównać! Duża w tym zasługa wspominanej Kaczmarczyk. Polka przejawiała aktywność w każdej formacji i team miał z niej wiele pożytku. Wisła natomiast grała bardzo nieskładnie. Nie miała pomysłu jak skonstruować akcje, a część jej podań szło w… trybuny. Fakt, iż przed decydującą batalią utrzymała prowadzenie 44:42 był zasługą Justyny Żurowskiej, która przebudziła się po długim okresie nostalgii oraz niezmordowanej Ouviny.

W poprzednim sezonie na tym etapie wiślaczki zwykle już spokojnie wyczekiwały ostatniej syreny. Tymczasem zacięta rywalizacja toczyła się do samego końca. Przyjezdnym szansa by ucieczkę nadarzyła się po faulu technicznym dla Horti, ale nie trafiły one ani jednego rzutu osobistego.

W tym samym aspekcie, ku uciesze sztabu szkoleniowego Białej Gwiazdy na wysokości zadania stanęła Petra Stampalija. Generalnie prezentowała się ona bardzo słabo, niemniej dwa indywidualne wejścia pod kosz i wymuszone przewinienia przyniosły spodziewane profity. Nie zawiodła również 33-letnia DeMondt. I choć przed finiszem pruszkowiankom nadzieję w serca udaną dobitką wlała jeszcze Marta Jujka, to ostatecznie miejscowe triumfowały 62:58, po chyba jednym z bardziej emocjonujących ligowych pojedynków odbytych w stolicy Małopolski przez minione sezony.

Wisła Can Pack Kraków - Matizol Lider Pruszków 62:58 (15:10, 16:14, 13:18, 18:16)

Wisła Can Pack Kraków:
A. De Mondt 10, K. Krężel 10, P. Stampalija 10, C. Ouvina 10, P. Pawlak 8, J. Żurowska 7, D. Horti 5, J. Czarnecka 2.

Matizol Lider Pruszków:
A. Kaczmarczyk 21, M. Jujka 9, S. Colson 6, J. Grabowska 6, P. Rozwadowska 4, P. Antczak 4, B. Głocka 3, K. Buford 3, K. Bennett 2, A. Pietrzak 0.

Źródło artykułu: