Brakuje koncentracji - rozmowa z Anke DeMondt, zawodniczką Wisły Kraków

W minionej kolejce krakowska Wisła z trudem pokonała Matizol Lider Pruszków. Jak twierdzi Anke DeMondt, wśród członków całego zespołu zawiodło skupienie, co nie może powtórzyć się w przyszłości.

Adam Popek: Przypuszczałaś, że w środę może być wam o zwycięstwo tak trudno?

Anke De Mondt: Prawdę powiedziawszy nie. Oczywiście mamy świadomość, iż w lidze musimy utrzymywać taką samą koncentrację jak w każdych innych rozgrywkach, jednak nie da się ukryć, że nam oraz osobom z otoczenia w minioną środę jej zabrakło. Nie oczekiwaliśmy wcale pokaźnej wygranej, lecz pewnie gdzieś pojawiały się myśli typu – "i tak damy radę". Dostaliśmy zatem nauczkę i w przyszłości nie możemy popełnić podobnych błędów. Jeżeli chodzi o mecz, nie wszystko podlega krytyce. Fakt, to nie był nasz wieczór, każdy zaliczał gorsze zagrania, ale też te lepsze. Poza tym rywal zawiesił dość wysoko poprzeczkę. Dysponuje kilkoma dobrymi zawodniczkami…

Czyli najzwyczajniej w świecie przytrafił się gorszy dzień?

- Chyba tak. Jeżeli zachowałybyśmy odpowiednie skupienie scenariusz wyglądałby inaczej. Zresztą rywalizacja mogła potoczyć się o wiele spokojniej, gdybyśmy w momencie odskoczenia na kilkanaście "oczek" poszły za ciosem. Tyle, że wtedy zagrałyśmy zbyt swobodnie, przydarzyły się głupie błędy, co w konsekwencji sprawiło, iż niedługo potem wynik znów oscylował wokół remisu.

Szkoda tamtej szansy.

- Jasne. Niemniej trudno prezentować świetną dyspozycję, jakiej wszyscy oczekują za każdym razem. My również bierzemy udział w Eurolidze, gdzie siłą rzeczy poświęcenie oraz zaangażowanie, wręcz wykracza poza zwykłe bariery. Co za tym idzie, również myśli uciekają tam, dlatego czasem trudno przestawić się na ekstraklasę. Niemniej tak być nie powinno. Doskonale widać, że w przypadku braku optymalnego nastawienia nawet ekipy o teoretycznie niższym potencjale potrafią zagrozić Wiśle. Inną kwestię stanowi pierwszy występ przed własną publicznością. Niewykluczone, że część nowych koszykarek odczuwała z tego tytułu jakiś dodatkowy stres.

Do kolejnego pojedynku pozostało 9 dni. Spokojnie popracujecie nad paroma elementami.

- Nie wiem czy to dobrze czy źle. Rzeczywiście mamy więcej chwil na zwykłe zajęcia. Z drugiej strony gdy potyczki odbywają się częściej, w końcu łapiesz pewien rytm, który w późniejszym etapie tylko podtrzymujesz. A podczas przerwy zdarza się, że głowę zaprzątają niepotrzebne rzeczy.

Ale u was mimo wszystko dominuje optymizm?

- Tak. Bierzemy życie takim jakie jest. Trochę z pewnością odpoczniemy i zregenerujemy siły przed dalszym okresem gier.

Obecnie ćwiczenia na treningach wykonujecie w mniejszych podgrupach. Biorąc pod uwagę pojawiające się mankamenty, szczególnie wśród podkoszowych istnieje nadzieja, że dzięki temu wkrótce je zniwelujecie.

- Wychodzę z podobnego założenia. Nawiązując do wysokich dziewczyn warto zaznaczyć, iż niektóre aspekty nie w pełni obciążają ich konto. Przy zbiórkach oprócz ustawienia czy refleksu dużą rolę odgrywa szczęście. Jeśli piłka pójdzie akurat w przeciwną stronę, masz małe szanse na jej złapanie. Wielu osobom wydaje się to łatwe, lecz realia są inne. Ponadto jeżeli jedna ma kłopoty z pomocą musi przyjść cały team. Teraz próbujemy udoskonalać detale i obyśmy w kolejny weekend przekonali się o efektach.

Według Anke DeMondt potrzeba czasu, by jej zespół wszedł na właściwe tory
Według Anke DeMondt potrzeba czasu, by jej zespół wszedł na właściwe tory


W zeszłym roku mam wrażenie skład o wiele szybciej odnalazł swój styl.


- Trudno jednoznacznie porównać. Pewnym jest, że drużyna została odmieniona. Z poprzedniej zostałam ja i trójka Polek, wobec czego ciężko wzbić się przez parę tygodni na optymalny pułap. Nie mam natomiast wątpliwości co do posiadanych możliwości. Te są naprawdę duże tylko potrzeba jeszcze wzajemnego zrozumienia.

Funkcjonowania na parkiecie jako kolektywu?

- Dokładnie. Dotąd różnie z tym bywało, choć pojawiły się przesłanki ku temu, że przyszłość będzie pomyślna. Kilka zawodniczek potrafiło uzyskać podobną, dwucyfrową liczbę punktów, więc wnioski nasuwają się same. Pewnie wciąż okazyjnie górę bierze indywidualizm, jednak wynika on bardziej z ogromnych chęci poszczególnych osób niż egoizmu.

Nie chcę oceniać całości negatywnie, ale Wisłę stać na więcej.

- Zdajemy sobie z tego sprawę. Po prostu różnym bataliom towarzyszą różne okoliczności, niekoniecznie sprzyjające. Bój z Matizolem Lider musiałyśmy zwyciężyć i to uczyniłyśmy. Pruszkowianek zaś absolutnie nie należy postrzegać jako słabeuszy. Nie mierzyłyśmy się z klubem z Luksemburga czy końca tabeli FGE tylko prawdopodobnie poważnym kandydatem do pierwszej szóstki.

Zyskałyście już świeżość po wyczerpującym okresie przygotowawczym?

- Wszystkie jesteśmy raczej w niezłej formie. Przed sezonem najbardziej w kość dały turnieje towarzyskie. Częstotliwość starć była ogromna. Nadal twierdzę, że najważniejszy element stanowi praktyka, ale uwierz, są granice (śmiech). Cóż, nie ma sensu narzekać. Sprawdziłyśmy się na tle zagranicznych, silnych przeciwników i zyskałyśmy obraz tego, co musimy polepszyć.

Ważny test będzie miał miejsce za tydzień w Gorzowie, gdzie zagracie z miejscowym AZS-em.

- O tak. To silny zespół, mający kilka solidnych jednostek jak choćby reprezentantkę Polski, Agnieszkę Skobel czy wszechstronne Amerykanki. Oprócz tego my wystąpimy w roli gości, a mury zwykle sprzyjają miejscowym. Jednakże nasza koncentracja będzie raczej na zdecydowanie lepszym poziomie (śmiech).

Przyda się, bo ewentualny triumf prawdopodobnie zapewni fotel lidera.

- Więc do dzieła!

Komentarze (0)