Na jedenaście sekund przed końcem Znicz przegrywał jedynie 52:54. Wówczas kapitan gości faulował w nieprzepisowy sposób Łukasza Żytko, który pewnie trafiał z linii rzutów wolnych. Sam zawodnik miał ogromne pretensje do sędziego. - Moim zdaniem żadnego przewinienia technicznego nie było. A jedynie faul w ataku. Znowu zawaliliśmy końcówkę, bo graliśmy zupełnie inaczej niż wcześniej - smucił się Czubek.
Znicz jednak powinien wygrać to spotkanie. Zwłaszcza że torunianie przez większą część meczu nie mieli pomysłu na obronę rywali. - Takie przestoje nam się zdarzają. Teraz trafił się w najgorszym momencie, bowiem niedzielny pojedynek mieliśmy już w zasadzie wygrany. PC Siden w ogóle nie potrafił poradzić sobie z naszą obroną. Tak naprawdę miotał się w ofensywnie, chociaż Znicz wcale nie rozegrał dobrego spotkania - ocenił Czubek.
- To był zdecydowanie pojedynek defensywy. Świadczy o tym chociażby mała liczba zdobytych punktów. Mieliśmy w zasadzie zwycięstwo wystawione na tacy. Myślę, że o zwycięstwie torunian zadecydowało zdobycie 11 punktów z rzędu w czwartej kwarcie. Torunianie mieli 10 oczek straty i szybko wyszli na prowadzenie. W końcówce popełniliśmy zbyt dużo błędów i niestety przegraliśmy.
Być może o porażce gości zadecydowała też słaba skuteczność z dystansu. Znicz w czwartej kwarcie niemiłosiernie pudłował zza linii 6,75 m. To mogło mieć znaczący wpływ na przebieg niedzielnej rywalizacji. - Może gdyby tych trójek było trochę więcej, to dwa punkty pojechałyby do Pruszkowa. To jest dopiero czwarta kolejka i I liga jest naprawdę bardzo wyrównana - zakończył kapitan Znicza.