Piotr Wiśniewski: Bez dwóch zdań to twój najlepszy występ w barwach Zastalu…
Quinton Hosley:Czy najlepszy? Wiesz, sezon jest długi więc może zagram jeszcze lepiej (śmiech).
Niemal wszyscy widzą was i Asseco Prokom w finale. Też tak uważasz?
- Nie myślałem jeszcze w takich kategoriach. Z Asseco zagraliśmy dobrze. Mecz był wyrównany, na styku. Spodziewaliśmy się trudnego meczu. Jako zespół pokazaliśmy się z dobrej strony, nasze drobne błędy przechyliły szalę na stronę Prokomu. Z taką postawą nie musimy obawiać się kolejnych spotkań.
Kluczowy moment spotkania?
- Spudłowaliśmy ważne rzuty w końcówce. Ja sam byłem na czystej pozycji, ale chybiłem. Nie trafiłem, mimo że we wcześniejszych fragmentach meczu rzadko pudłowałem. Gospodarze dobrze zacieśnili obronę, a my wracamy z pustymi rękami.
Za twoje krycie odpowiedzialni byli Mateusz Ponitka i Alex Acker. Uprzykrzali Ci życie?
- Tak, grali blisko mnie. Tak naprawdę, to nie patrzę na to, kogo mam za przeciwnika, na boisku po prostu robię swoje. Staram się nie zwracać uwagi czy naprzeciwko mnie stoi ten, czy inny zawodnik.
Dużo ludzi porównuje ciebie do Qyntela Woodsa. Mówią, że macie identyczny styl grania.
- Czuję to, nawet to lekko na mnie ciąży. Moją odpowiedzią może być postawa na boisku. Przecież każdy ma swój ulubiony styl gry.
Jerel Blassingame, Łukasz Koszarek i Walter Hodge to czołowi rozgrywający w polskiej lidze. Który z nich jest najlepszy?
- To pewne, że opowiem się za Walterem, bo gramy w jednej drużynie. Jestem moim kolegą z boiska. Ja, on i inni tworzymy ten zespół. Dlatego postawię na niego.
Zapewne lubisz z nim grać? Co o nim sądzisz?
- Jest ważną częścią drużyny, jednym z liderów. A jak ty go ocenisz? (śmiech)
Według mnie jest bardzo dobrym zawodnikiem.
- Widzisz, zmierzamy zatem w tym samym kierunku (śmiech).
Polska liga jest dobrym miejscem do gry w koszykówkę?
- Jest bardzo konkurencyjna. Dużo i długo trzeba podróżować. Czasami w podróży siedzi się z siedem godzin. To jednak moja praca, wygody aż takiej roli nie odgrywają. Czekam niecierpliwie na każdy kolejny mecz.
Grając we Włoszech zostałeś wybrany MVP ligi. Odszedłeś jednak do Stelmetu, do polskiej ligi. To nie był dla ciebie krok w tył?
- Nie, wcale tak nie uważam. Gra w Stelmecie jest dla mnie dobrą opcją. Trzeba korzystać z nowych wyzwań. Wielu koszykarzy często zmienia kluby, w większości przypadków nie żałują swoich decyzji. Występy w Zielonej Górze są dla mnie wyzwaniem, daję z siebie wszystko, a czas pokaże jak się dalej rozwinie moja kariera.
Jako zespół jesteście gotowi do gry w finale?
- Do finału jeszcze daleka droga. Jesteśmy dopiero na pierwszym etapie, przed nami wiele spotkań. Przede wszystkim chcemy się dostać do play-offów. Nasze myśli nie wybiegają dalej niż dwa tygodnie w przód. Jesteśmy dobrej myśli, z meczu na mecz staramy się grać lepiej.
Odkąd grasz w Europie regularnie zmieniasz kluby. Sezon w Pinarze, Realu, Galatasaray, Aliadze, Juventudzie, Dinamo. Teraz będzie podobnie? Jakie plany wiążesz ze Stelmetem?
- Podpisałem kontrakt na rok. Zobaczymy co będzie po zakończeniu sezonu. Jeszcze jakieś pytania? Bo chyba piszesz o mnie książkę (śmiech).