- Musimy zagrać bardzo twardo, wykorzystać atut własnego parkietu. Myślę, że ten mecz jest do wygrania - przekonywał Piotr Szczotka, skrzydłowy Asseco Prokomu Gdynia. Zespół Alby Berlin przyjechał do Ergo Areny jako niespodziewany lider grupy B. Niemcy wygrali dwa spotkania - z Montepaschi Sieną i Elan Chalon, w obu meczach prezentując konsekwentną koszykówkę.
Klasę rywala doceniał Robert Witka. - Przed sezonem bardziej patrzy się na nazwy drużyn niż na składy. Stąd biorą się spekulacje. Osobiście uważam, że Alba w naszej grupie zajmie jedno z trzech miejsc. To bardzo dobry zespół - mówił koszykarz w rozmowie z nami.
Gdynianie liczyli w tym meczu na pierwsze zwycięstwo w Eurolidze i na…kibiców. Tym razem zdecydowanie większa liczba fanów basketu pofatygowała się do hali na granicy Sopotu i Gdańska, aby wspierać mistrzów Polski. Co prawda Ergo Arena nie pękała w szwach, wciąż na tym wielkim obiekcie widać było wiele pustych miejsc, ale postęp w porównaniu z meczem z Unicają Malaga był widoczny gołym okiem.
Postęp był także w grze gdyńskiej drużyny. Początek spotkania należał do gości z Niemiec, którzy objęli kilkupunktowe prowadzenie, ale z czasem do głosu doszli gospodarze. Asseco odrobiło straty z pierwszej kwarty, postawiło na obronę strefową i wytrąciło argumenty z rąk Alby. Licznik mistrzów Niemiec na kilka minut zatrzymał się na 18 punktach. Prokom grał uważnie w obronie i szybko przechodził do ataku. Po takiej akcji punkty zdobył Frank Robinson, a gdynianie po raz pierwszy w meczu objęli prowadzenie (13. minuta). Asseco zagrało bardzo dobrą drugą kwartę i do przerwy minimalnie prowadziło.
Bronią Asseco były rzuty zza linii 6,75. Dzięki nim Prokom odskoczył na pięć punktów. Chwila nieuwagi, niedokładnych zagrań i nieskończonych akcji kosztowało Asseco utratę prowadzenia. Tymczasem serial punktowy przyjezdnych trwał w najlepsze. Trener Kestutis Kemzura nerwowo pokrzykiwał, a Alba grała w tym momencie bezbłędnie w ataku (seria punktowa 11:0!). Pierwsze skrzypce odgrywali najgroźniejsi strzelcy mistrzów Niemiec - Deon Thompson oraz Schaffartzik.
Na pewno nie był to wielki spektakl koszykówki, obu zespołom nie można jednak odmówić walki, a na parkiecie spotkały się dwa równorzędne zespoły. Choć Asseco dopadł kryzys, to indywidualnymi akcjami gdynianie wyszli z opresji i przed decydującą fazą meczu wszystko było możliwe.
Ergo Arena na dobre ożywiła się po celnym trzypunktowym rzucie Franka Robinsona. Jeszcze więcej powodów do radości fani Asseco mieli kilkanaście sekund później, kiedy punkty zdobył Mateusz Ponitka. Wówczas byliśmy świadkami najwyższego prowadzenia gdynian (60:53). Miny kibiców Alby zrzedły gdy coraz pewniej na parkiecie czuł się Jerel Blassingame. J-Blass obsługiwał kolegów świetnymi podaniami i sam celnym rzutem kończył akcje.
Blassingame był prawdziwym wodzem Asseco i trudnym zawodnikiem do upilnowania. Rozgrywający gdynian zakończył spotkanie z double-double. Jakże efektownie wyglądało jego podanie w sam róg boiska, gdzie z dystansu celnie przymierzył Ponitka. Po rzucie Jerela Prokom prowadził 12 punktami i tego pojedynku nie mógł już przegrać.
Asseco Prokom Gdynia - Alba Berlin 77:66 (14:18, 18:11, 19:21, 26:16)
Asseco Prokom:
Blassingame 16 (3), Koszarek 12 (2), Ponitka 12 (3), Robinson 10 (2), Acker 9 (1), Mahalbasić 9, Hrycaniuk 7, Szczotka 2, Witka 0.
Alba:
Wood 18 (2), Morley 13, Thompson 10, Schaffartzik 8 (2), Miralles 7, Avdalović 6, Dejdović 2, Idbihi 2, Schulze 0.
Priorytetem była gra w obronie - zespół zagrał w niej fantastycznie. Sporo rotacji składem. Nieco niższa forma Koszara, ale Blassingame pokazał ogromną formę.