Przemyślanie rozpoczęli spotkanie z wysokiego C. Już po paru chwilach prowadzili 4:0 i sprawiali wrażenie jakby chcieli zrehabilitować się za koszmarną porażkę w Lublinie z miejscowym Startem, która do dziś jest im wypominana. Co istotne w tych pierwszych fragmentach ciężar gry w ofensywie wziął na siebie cały zespół. Nie dominowały indywidualności, efektem czego torunianom trudniej było ustawić odpowiednio obronę. W rozegraniu bardzo dobrze radził sobie sprowadzony niedawno Haran Shifman udowadniając, że ma świetny przegląd pola.
Goście jednak łatwo nie odpuścili. Za sprawą doświadczonego Łukasza Żytko ruszyli odważnie do przodu i po sześciu minutach na tablicy świetlnej widniał remis 11:11. Potem nawet mieli szansę wyjść na czoło, ale miejscowi zachowali czujność i nie dali im się rozpędzić. Wśród polonistów oprócz wspominanego playmakera wyróżniał się Grzegorz Kukiełka. Polak trafiał zarówno z dystansu jak i bliższych odległości.
Druga kwarta jeszcze bardziej przypadła do gustu kibicom zgromadzonym w hali przy ulicy Mickiewicza. Podopieczni Mariusza Zamirskiego zanotowali fantastyczną serię czternastu zdobytych "oczek" z rzędu, dzięki czemu zyskali ogromny komfort. Ich postawa w ataku naprawdę się podobała. Bez kłopotów ogrywali przeciwników i można było wręcz zaryzykować stwierdzenie, że w końcu wykorzystują ogólny potencjał. Niezłą skutecznością popisywali się Marcin Kolowca oraz Tomasz Przewrocki, dla których słowo stracona piłka nie istniało.
SIDEn w międzyczasie wyglądał blado na tle "Przemyskich Niedźwiadków". W ogóle nie potrafił zareagować na wydarzenia wokół i bezradnie przyglądał się popisom oponenta. Indolencję przełamał dopiero 4 minuty przed długą pauzą, kiedy to akcję "2+1" zanotował Arkadiusz Kobus. Niemniej wobec wcześniejszych wydarzeń i tak znajdował się w fatalnym położeniu spędzając przerwę przy wyniku 43:28.
Po zmianie stron, co zrozumiałe ekipa z województwa kujawsko-pomorskiego przypuściła szturm na kosz Polonii. Generalnie rzecz biorąc w jej przypadku nie było już sensu kalkulować tylko jedynie spróbować włączyć się jeszcze do rywalizacji. I uczciwie należy stwierdzić, że torunianie krok po kroku realizowali założony plan. Znów rolę głównego aktora pełnił Żytko. W polu trzech sekund mnóstwo pożytecznej pracy wykonywał Adam Lisewski, a arcyważny rzut zza linii 6,75 m. trafił Marcin Kowalewski. Wtedy też dystans dzielący oba teamy zmalał do trzech punktów i ze wszystkimi osądami należało się wstrzymać. Co prawda zanim nastała decydująca batalia Michał Musijowski zdołał chwilowo zażegnać niebezpieczeństwo, lecz mimo to zapowiadała się ona niezwykle interesująco.
W niej popis dał Dariusz Wyka. 21-latek mający za sobą ekstraklasową przeszłość skorzystał z przewagi wzrostu oraz niezłej motoryki i właściwie w pojedynkę sprawił, że "Lonia" ponownie królowała na parkiecie. Podopieczni Eugeniusza Kijewskiego natomiast nie poszli za ciosem. Owszem, próbowali wielu wariantów osiągnięcia celu, ale legitymując się zaledwie trzydziestoma procentami pomyślnie wykończonych akcji nie można liczyć na cokolwiek. A sam Żytko nie zapewni triumfu w tak trudnym terenie. Ostatecznie spotkanie padło łupem gospodarzy, którzy zwyciężyli i przynajmniej na tydzień zyskali wewnętrzny spokój.
Budimpex-Polonia Przemyśl - PC SIDEn Toruń 80:74 (24:19, 19:9, 16:24, 21:22)
Polonia: Kukiełka 22, Wyka 15, Przewrocki 11, Shifman 9, Musijowski 8, Mikołajko 7, Kolowca 6, Płocica 2.
SIDEn: Żytko 20, Lisewski 11, Kowalewski 11, Śmigielski 10, Perka 8, Kobus 7, Jarecki 7, Sikora 0, Szymański 0.