- Naprawdę myślałem, że piłka wpadnie do kosza. Już ją tam widziałem. To był chyba znak od bogów, że musimy walczyć nieco mocniej - powiedział Marcin Gortat, który na 33 sekundy przed końcem spotkania dobijał niecelny rzut Luisa Scoli i w prostej sytuacji niespodziewanie chybił.
Mimo tego Polak po kilku słabszych spotkaniach zagrał na swoim wysokim poziomie i obok Shannona Browna oraz Jareda Dudley'a okazał się najskuteczniejszym graczem Słońc. Łodzianin uzbierał 14 punktów (6/10 z gry), miał również sześć zbiórek, aż pięć asyst i trzy bloki.
Co najważniejsze, Gortat zagrał ponad 30 minut i w końcu otrzymał szansę gry w decydujących fragmentach meczu, co ostatnio nie było regułą. Trener Alvin Gentry wolał stawiać na doświadczonego Jermaine'a O'Neala.
Słońca mimo licznych szans w końcówce czwartej kwarty ostatecznie polegli z Raptors, drugą najgorszą drużyną w NBA. Co ciekawe, Suns polegli mimo że rozdali aż 28 asyst. Ekipa z Arizony przegrała w Kanadzie po raz pierwszy od stycznia 2004 roku, przerywając jednocześnie serię sześciu kolejnych porażek Toronto.
23 punkty dla zwycięzców uzbierał DeMar DeRozan.
Suns z bilansem 7-10 zajmują 12. miejsce w Konferencji Zachodniej. W niedzielę czeka ich kolejny mecz wyjazdowy, tym razem z New York Knicks.
Toronto Raptors - Phoenix Suns 101:97 (19:25, 32:27, 29:24, 21:21)
(D. DeRozan 23, A. Johnson 16, K. Lowry 15 - M. Gortat 14, S. Brown 14, J. Dudley 14)
Brawo "Dinozaury" o to chodziło, jest zwycięstwo!:)