Wyssali jakiekolwiek emocje z tego starcia żółto-czarni już po kilku minutach. Radomianie nie mieli dosłownie nic do powiedzenia - ustępowali Treflowi we wszystkich elementach, ale przede wszystkim w defensywie. Nic dziwnego, że sopocianie ekspresowo wypracowali wysokie prowadzenie a następnie systematycznie je powiększali. Nie licząc naturalnie czwartej kwarty, kiedy wszystko było już przesądzone.
Wicemistrzowie Polski zdominowali strefę podkoszową, rzadko przepisywali gości nieprzepisowo, wreszcie zagrali na wysokiej skuteczności. Rosa była ich przeciwieństwem - zanotowała sporo strat, miała ogromne problemy w ofensywie, ale przede wszystkim rzadko meldowała się na linii rzutów osobistych. A to przecież utrata łatwych punktów.
Podopieczni Mariusza Niedbalskiego w małym stopniu zrehabilitowali się za ostatnie dwie ligowe porażki z czołowymi drużynami. Liderem był doświadczony Filip Dylewicz, który kolejny raz potwierdził wysoką formę. Podkoszowy gospodarzy zanotował 18 punktów, 6 zbiórek oraz 2 przechwyty. Warto też dodać, że to właśnie podczas jego obecności żółto-czarni funkcjonowali najlepiej.
W Rosie nie sposób kogokolwiek wyróżnić. Wszyscy spisali się kiepsko, dostosowali się do nędznego obrazu całej drużyny. Odnotujmy jednak, że czterech zawodników dopisał do dorobku beniaminka po 8 punktów.
Trefl Sopot - Rosa Radom 90:59 (28:11, 22:16, 25:17, 15:15)
Trefl: Dylewicz 18, Waczyński 13, Looby 12, Turner 11, Michalak 10, Stefański 8, Brembly 7, Harrington 5, Dąbrowski 3, Spralja 3.
Rosa: Dorsey 8, Wise 8, Donigiewicz 8, Kardaś 8, Donigiewicz 7, Bogavac 5, Cupković 5, Montgomery 4, Radke 2, Nikiel 2, Adams 2, Bogdanowicz 0.