Drużyna z Kołobrzegu kończy pierwszy etap rozgrywek z zerową liczbą zwycięstw na wyjazdach. Przed meczem w Radomiu miała szansę na poprawienie bilansu spotkań rozgrywanych w obcych halach. - Zawsze jedziemy z chęcią wygranej. Chcieliśmy zwyciężyć na wyjeździe, bo jesteśmy chyba jedyną drużyną, która jeszcze nic nie wygrała na obiektach rywali, wszystkie nasze zwycięstwa odnieśliśmy w domu - podkreśla Grzegorz Arabas.
Przyjezdni zagrali katastrofalnie w pierwszej połowie. Dali narzucić przeciwnikom swój styl gry, to Rosa dyktowała warunki i tempo. W związku z tym, podopieczni Mariusza Karola tracili aż 23 punkty do gospodarzy po początkowych dwóch kwartach spotkania. - Nie wiem, co się stało w pierwszej połowie. W drugiej staraliśmy się dogonić rywala, ale ta strata była za duża po pierwszych dwudziestu minutach. Ciężko wygrać mecz, jeżeli zaczynamy drugą połowę minus 23 punkty - przyznaje zawodnik.
W trzeciej i czwartej części kołobrzeżanie zaprezentowali się już dużo lepiej. - Powiedzieliśmy sobie w przerwie, że trzeba "wejść do meczu", walczyć o honor i obojętnie jak to miało się skończyć, chcieliśmy po prostu pokazać, że potrafimy walczyć i strata z pierwszej połowy jeszcze może być odrobiona - Arabas zdradza kulisy rozmowy w szatni.
Rzucający zdobył 22 "oczka", był zdecydowanie najlepszym strzelcem swojego zespołu w tym starciu. Świetną skuteczność zanotował zwłaszcza na obwodzie - trafił 5 na 8 "trójek", co w dużej mierze pozwoliło Kotwicy zniwelować przewagę beniaminka. - Brakło nam może czterech, pięciu minut w tym meczu, aby to dogonić - zaznacza. Przez dłuższy fragment był jedyną wyróżniającą się postacią w szeregach swojej ekipy. - Ciężko to ocenić, nie można powiedzieć, że grałem tylko ja. Trzeba to spotkanie przeanalizować - dodaje.
Teraz drużyny TBL czeka walka w drugim etapie. Kotwica rywalizować będzie z zespołami, które zajęły lokaty 7-12. - Mamy "ligę szóstek", trzeba grać do końca, walczyć o jak najlepsze miejsce. Chcieliśmy zająć dziesiąte miejsce, będziemy za Rosą przed drugim etapem, ale przecież jeszcze to wrócimy - przypomina 34-letni koszykarz.