Mamy w składzie ambitnych chłopaków - rozmowa z Tomaszem Kwiatkowskim, dyrektorem sportowym Trefla Sopot

- Cieszę się, że mamy w składzie bardzo ambitnych chłopaków, którzy czerpią satysfakcję z osiąganych na parkiecie sukcesów - mówi Tomasz Kwiatkowski, dyrektor sportowy Trefla Sopot.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Karol Wasiek: Dlaczego zdecydowaliście się na zakontraktowanie właśnie Ronalda Davisa?

Tomasz Kwiatkowski: Potrzebowaliśmy doświadczonego zawodnika, który będzie mógł nam pomóc na pozycjach 2 i 3. Boo to agresywny, silny fizycznie obrońca i niezły strzelec, który równie dobrze radzi sobie w grze z piłką. Bardzo ważne było, aby wybrać zawodnika, który jest w rytmie meczowym i treningowym. Jeszcze w zeszły piątek wystąpił w ostatnim spotkaniu swojej drużyny na Ukrainie. Następnego dnia przestał obowiązywać jego kontrakt, dlatego już w niedzielę był gotowy przylecieć do Sopotu. Niestety, jego podróż z Dniepropietrowska do Gdańska z przesiadką w Moskwie trwała sporo dłużej niż planowaliśmy i ostatecznie dotarł do nas późnym wieczorem w poniedziałek. We wtorek rano przeszedł badania medyczne, po czym mógł już wziąć udział w treningu.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Trener Prakuraitis polecał wam osobę Davisa?

- Słyszałem, że Audrius polecał mu grę w Sopocie, ale nas akurat nie musiał do niego zachęcać, bo obserwowaliśmy Ronalda już od kilku lat. Rok temu także myśleliśmy o tym, żeby go zatrudnić, ale ostatecznie do tego nie doszło. Teraz udało się go pozyskać, z czego się cieszymy.

Czy trudno było go namówić do przyjęcia oferty Trefla?

- Boo zdecydował się przyjechać do Polski i pomóc nam w decydującej części sezonu, mając świadomość, że potrzebujemy doświadczonego gracza, który zapełni lukę na pozycji rzucającego obrońcy i wniesie do naszego zespołu sporą dawkę energii. Z rozmów z nim samym i z jego agentem wnioskuję, że oferowane przez nas wynagrodzenie nie było decydującym argumentem. Wyniki jego drużyny na Ukrainie nie były takie jak oczekiwał i widać, że ma teraz dodatkową motywację, aby zakończyć ten sezon sukcesem sportowym. My oczywiście cieszymy się, że tak się to potoczyło. Biorąc pod uwagę nasze możliwości budżetowe uważam, że jest to bardzo dobry wybór.

Najlepszy z tych, które były obecnie dostępne na rynku?

- Teraz już tego raczej nie sprawdzimy. Wybór na rynku wśród graczy z tej pozycji jest naprawdę duży, więc braliśmy pod uwagę jeszcze inne nazwiska, ale ostatecznie z różnych przyczyn zdecydowaliśmy się na Davisa. Wpływ na to miały różne aspekty, począwszy oczywiście od finansów. Bardzo istotne było także to, że musieliśmy mieć pewność, iż zatrudniamy gracza, który nie miał przerwy w występach w tym sezonie. Takiego, który przyjedzie do Sopotu i od razu będzie gotowy nam pomóc.

Cameron Bennerman znajdował się na waszej liście?

- Raczej nie braliśmy tego nazwiska pod uwagę.

Czy rozważaliście taki wariant, żeby w ogóle nie przeprowadzać zmian i dokończyć sezon w takim składzie personalnym, jaki był przed zatrudnieniem Davisa?

- Byliśmy gotowi na każde rozwiązanie. Ostatecznie zarząd klubu, jego właściciele oraz sponsorzy doszli do wniosku, że jeżeli istnieje opcja uzupełnienia luki, powstałej po odejściu Zamojskiego, za relatywnie niewielkie pieniądze, to trzeba po prostu to zrobić. W tym momencie sezonu wszystkie drużyny są już dogłębnie "przeczytane" jeśli chodzi o taktykę i możliwości poszczególnych zawodników. Choćby mecz z Anwilem Włocławek pokazał, że przyda nam się gracz, który jest w stanie zagrać jeden na jeden, wykreować coś dla innych i dysponuje rzutem z dystansu. Poszerzenie rotacji na obwodzie może nam tylko pomóc. Proszę spojrzeć, że praktycznie wszystkie drużyny, z którymi się mierzymy w "szóstkach", dysponują na tych pozycjach wieloma doświadczonymi koszykarzami. Poza tym bardzo ważnym aspektem było zabezpieczenie się przed ewentualnymi kontuzjami.

Wiąże pan duże nadzieje z zatrudnieniem Davisa, czy ma on być raczej tylko uzupełnienie składu?

- Został nam tak naprawdę miesiąc do rozpoczęcia fazy play-off. To mało czasu na wprowadzenie zawodnika do gry. Chodzi nawet nie tyle o poznanie zagrywek, ale o zgranie z drużyną tak, żeby on wiedział komu w jakiej sytuacji może podać piłkę i na odwrót. To wzajemne zaufanie zwykle kształtuje się przez kilka miesięcy, dlatego chcieliśmy gracza doświadczonego, który był już w swojej karierze w takiej sytuacji. Wierzę, że pomoże nam w wielu meczach, ale nie spodziewam się, że nagle sam zacznie wygrywać spotkania. Tego byśmy nawet nie chcieli, bo w drużynie jest naprawdę dobra chemia i pozostali zawodnicy też mają ważną rolę do odegrania. Trener już przekazał Davisowi, czego od niego będzie oczekiwał - nie tylko punktów, ale przede wszystkim dobrej obrony, gry zespołowej, zbiórek - i po jego dotychczasowej postawie na treningach widać wyraźnie, że zawodnik rozumie, po co tu jest.

Nie boi się pan, że dojście nowego gracza w tym momencie sezonu może w negatywny sposób wpłynąć na tą atmosferę w drużynie?

- Pytaliśmy o charakter Davisa w wielu miejscach, w których do tej pory występował i nikt nie miał do niego żadnych zastrzeżeń, jeśli chodzi o relacje z innymi graczami. Zawodnicy Trefla Sopot zdają sobie sprawę z tego, o co grają. My poniekąd potwierdziliśmy tym ruchem, że chcemy się liczyć w walce o medale. Jeżeli koszykarze chcą te medale wygrywać, to muszą mieć świadomość tego, jaką dysponujemy siłą w porównaniu do przeciwników i musi to być ocena obiektywna. Ze zdrowej konkurencji zawsze wyrasta lepsza jakość, większa intensywność gry. Poza tym bądźmy szczerzy - każdy z zawodników oprócz satysfakcji z zawieszenia na szyi medalu ma w kontrakcie zapisane odpowiednie premie za wyniki sportowe. Jednak po rozmowach z naszymi graczami jestem przekonany, że to nie finanse są największą motywacją. Naprawdę cieszę się, że mamy w składzie bardzo ambitnych chłopaków, którzy czerpią satysfakcję z osiąganych na parkiecie sukcesów. Te wszystkie czynniki składają się na poczucie wspólnego celu. Dlatego jestem przekonany, że cała drużyna widzi, po co klub zatrudnia nowego zawodnika - nie po to, żeby tylko widniał w protokole, ale by zwiększyć nasze szanse wspólnego osiągnięcia sukcesu.

Jak w debiucie wypadł Ronald Davis?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×