Zanim rozpoczęła się rywalizacja, nie brakowało obaw o wynik ze strony miejscowych. Artego bowiem uchodzi za rewelację obecnego sezonu i najczęściej zawiesza przeciwnikom wysoko poprzeczkę. - Właśnie chęć osiągnięcia sukcesu stanowi nasz najważniejszy cel. Zresztą każdy kolejny mecz to wyzwanie. Wierzę, iż mu podołamy. Identyczne myśli towarzyszyły mi w Bydgoszczy, gdzie niestety przegrałyśmy pierwsze spotkanie, ale dzień później udowodniłyśmy swoją wyższość. Zatem wszyscy spełniając swoją rolę musimy pracować dla kolektywu i wtedy pojawią się efekty. Zawsze ważne jak kończysz, a my chcemy być zwycięzcami - uważa Tina Charles, która zdobyła najwięcej punktów.
Amerykanka generalnie nie zawiodła i okazała się istotnym punktem zespołu, a dodatkowo jak sama przyznawała, po końcowej syrenie poczuła satysfakcję. - Zwłaszcza ucieszyła mnie obrona, gdzie naprawdę wykazałyśmy maksymalne zaangażowanie. Cristina, Erin, Paulina, zresztą pozostałe dziewczyny również wykonały kawał roboty.
Prawdą jest jednak, że w początkowych dwóch kwartach obie strony forowały mocną defensywę. Weryfikacja nadeszła dopiero w późniejszych fragmentach kiedy wiślaczki wyraźnie odskoczyły i finalny rezultat stał się kwestią bardziej oczywistą. - Nie pozwoliłyśmy, aby skupienie gdzieś się ulotniło. Zachowałyśmy w sobie najwyższy stopień motywacji i wreszcie zdołałyśmy przejąć inicjatywę - opisuje MVP sezonu zasadniczego WNBA.
Wydaje się, iż jej team posiada o tyle przewagę w związku z nadchodzącą batalią, że dysponuje szerszą kadrą, co niewątpliwie pomaga przy konieczności toczenia konfrontacji w małym odstępie czasu. - Na pewno jest w tym racja. Notabene doskonale swego rodzaju bogactwo było widać pod koszem, gdzie uzupełniałyśmy się z Dorą czy Justyną, dlatego liczę, że jeszcze niejednokrotnie pokażemy wszechstronny basket - kończy pełna nadziei Charles.